Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Bóg w Krakowie”, a w nim bliźniaczka z Nowego Sącza Karolina Chapko

Paweł Gzyl
Karolina Chapko podczas gry na scenie w krakowskim teatrze Variete
Karolina Chapko podczas gry na scenie w krakowskim teatrze Variete Piotr Idem / Polska Press
3 czerwca ma swoją premierę film „Bóg w Krakowie”, określany jako chrześcijański. Jedną z głównych ról gra w nim młoda aktorka znana z występów w Teatrze Bagatela i serialu „Pierwsza miłość”

Karolina Chapko
Skończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Związana jest z dwoma krakowskimi teatrami - Bagatelą i STU.
Popularność zyskała dzięki serialowi „1920. Wojna i miłość”, gdzie grała Zofię Olszyńską.
Jest siostrą bliźniaczką aktorki Pauliny Chapko.

***

„Bóg w Krakowie” to jeden z pierwszych polskich filmów chrześcijańskich. Jak się w nim znalazłaś?

Reżyser, Dariusz Regucki, zadzwonił do mnie. Mimo że wcześniej się nie spotkaliśmy, zaproponował mi rolę w swoim filmie bez zdjęć próbnych. Potem wymienił aktorów, którzy będą grali w „Bogu w Krakowie”. Kiedy usłyszałam nazwisko Jerzego Treli - nie miałam więcej wątpliwości. To mój profesor, mistrz i autorytet. Mamy w filmie jedną wspólną scenę - i dla tej sceny warto było zrobić ten film. Przekonało mnie również to, że reżyser dokładnie wiedział, dlaczego chce nakręcić ten obraz.

Żeby zagrać w takim filmie, trzeba być chrześcijanką?
Myślę, że nie. Jesteśmy przecież aktorami. Czy żeby zagrać morderczynię, musiałabym kogoś zabić? Nie. Oczywiście gdyby jakiś film zawierał całkowite zaprzeczenie mojego systemu wartości i przekonań, to pewnie nie wzięłabym w nim udziału. „Bóg w Krakowie” to obraz o nadziei, wierze, o zwątpieniu i poszukiwaniu drogi. Ale też o pokusach, które na nas czyhają, i trudnych wyborach, z którymi zmagamy się na każdym etapie naszego życia.

Pochodzisz z Nowego Sącza. To przywiązanie do tych tradycyjnych wartości wyniosłaś z rodzinnego domu?
Tak. Ale nie chodzi tu o religię. Coraz więcej młodych ludzi, kiedy wychodzi z rodzinnych domów w świat, jest pozbawionych zakorzenienia w wartościach. Dlatego potem szybko gubią się. Tymczasem my z siostrami zostałyśmy wychowane w duchu odpowiedzialności za siebie i bliskich, szacunku dla pracy oraz pokory wobec tego, co przynosi życie. To pomaga utrzymać się w pionie.

Twoja siostra bliźniaczka, Paulina, jest też znaną aktorką. Jak to się stało, że obie wybrałyście ten sam zawód?
Aktorstwo chyba samo nas odkryło. (śmiech). Jako małe dziewczynki wystartowałyśmy w konkursie recytatorskim. Po jego zakończeniu zaproponowano nam uczestnictwo w młodzieżowym kółku teatralnym. I dalej już poszło. Zaliczyłyśmy wszystkie możliwe szczeble aktorskiej edukacji, jakie były dostępne w Nowym Sączu - i zdecydowałyśmy się zdawać na studia teatralne.

Z Nowego Sącza i okolic pochodzi wielu znanych dziś aktorów - choćby Asia Kulig czy Kasia Zielińska. Z czego to wynika?
Przypuszczam, że to kwestia charakterystycznego dla naszego regionu temperamentu, którym obdarzonych jest wiele kobiet z tych stron. To też duża zasługa Janusza Michalika, który prowadzi lokalny teatr w Nowym Sączu. Jeśli ktoś jest utalentowany - potrafi to dostrzec i odpowiednio go nakierować, aby wszedł na profesjonalną drogę.

Bliźniaczki często dążą do tego, aby odróżnić się od siebie i wybierają zupełnie inne drogi życiowe. Dlaczego w Waszym przypadku tak nie było?
Bo równo rozwijałyśmy pasję. Dla nas tak naturalne było to, że chcemy być aktorkami, że szukanie na siłę innych kierunków byłoby tylko buntem dla buntu. I nie miałoby większego sensu. Dlatego żadna z nas się nad tym nawet nie zastanawiała.

Ale studiowałyście w innych miastach: Ty w Krakowie, a Paulina we Wrocławiu. Same dokonałyście tego wyboru?
Niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak ogromna selekcja odbywa się co roku na egzaminach wstępnych do szkół teatralnych. W Polsce co roku przystępuje do nich ponad tysiąc osób, a dostaje się około dwadzieścia na jeden rok. Z czego zdecydowaną większość stanowią dziewczyny. Często, by zwiększyć szanse, zdaje się do kilku szkół. Podobnie było w naszym przypadku. Nie oczekiwałyśmy, że przy naszym podobieństwie fizycznym dostaniemy się na jeden rok. Paulina pojechała do Wrocławia, a ja do Krakowa. W sumie to jest jednak jedna szkoła, bo uczelnia we Wrocławiu jest filią krakowskiej PWST.

Ciężko było się Wam rozstać?
Do czasu, kiedy skończyłyśmy 18 lat, rozstałyśmy się raz - tylko na tydzień. Dlatego początkowo było naprawdę ciężko. Ale wiedziałyśmy, że nadszedł czas, by każda z nas poszła odrębną drogą. Mimo że wybrałyśmy ten sam zawód, to musiałyśmy się stać w pełni samodzielne. Dużo się jednak odwiedzałyśmy - i do dzisiaj mamy ze sobą świetny kontakt.

Po studiach każdy aktor marzy o etacie w teatrze. Tobie to marzenie spełniło się bardzo szybko.
To prawda. Dostałam etat już na trzecim roku studiów. Zaczęło się od tego, że na drugim roku zagrałam w „Biesach”, zrealizowanych przez Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU. Zobaczył mnie w nim Darek Starczewski, który grał i reżyserował w Teatrze Bagatela. Szukał zastępstwa dla Uli Grabowskiej, która nie mogła akurat grać. Zaczęłam więc występować w spektaklu „Hedda Gabler”. Po jakimś czasie dyrektor Bagateli, Jacek Schoen, odwiedził mnie w szkole i zaproponował etat. Dlatego nawet nie robiłam dyplomu - moimi dyplomami były spektakle w STU i Bagateli.

Jesteś zadowolona, że tak szybko wszystko się potoczyło?
Teraz trochę sytuacja na rynku się zmienia. Nie każdy aktor marzy o etacie po studiach, jak za moich czasów. Niektórzy wolą być wolnymi strzelcami. Może dlatego, że zmieniła się też sytuacja w teatrach. Jest większa rotacja dyrektorów, a co za tym idzie - również zespołu aktorskiego.

Jak wypadła w Twoim przypadku konfrontacja tego marzenia o etacie z rzeczywistością?
Bardzo dobrze. Dlatego, że dużo gram. A najważniejsze jest dla młodego aktora zaraz po szkole, aby od razu zaczął dużo występować. Bo na uczelni nie ma takiej możliwości, dostaje się strzępki ról, trzeba się dzielić z innymi. Cały czas żyje się pragnieniem bycia na scenie. Niestety - często młodzi aktorzy tego nie dostają. Do tego dochodzi presja związana z ogromną konkurencją, co powoduje frustrację. Traci się wtedy pewność siebie. Ja miałam szczęście, że szybko zaczęłam grać - wchodziłam w kilka tytułów w sezonie i to przynosiło mi ogromną satysfakcję. To jest specyfika Teatru Bagatela - bo tam się zawsze dużo gra. Mamy dwie sceny o zupełnie innych profilach. Duża ma komediowo-farsowy repertuar, a na małej przy ulicy Sarego powstają spektakle dramatyczne, w których mamy możliwość eksperymentów i poszukiwań.

Niedawno pokazałaś się w Teatrze Variete w „Przerażonym na śmierć”. Jak Ci się spodobały występy na najmłodszej scenie Krakowa?
To było ciekawe spotkanie. Spektakl reżyserował Anglik - Ron Aldridge. Pierwszy raz pracowałam z zagranicznym twórcą. I okazało się, że oni zupełnie inaczej myślą o przedstawieniu. Anglicy dużą wagę przykładają do warsztatu. Rozmowa o postaci to etap końcowy. My jesteśmy przyzwyczajeni do innego modelu pracy. Zaczyna się od własnej wrażliwości, od tego, co mamy w środku, od zadawania tysiąca pytań. Dopiero potem ważne jest to, czy nas dobrze słychać. Wbrew pozorom - to też dobra droga. Jeśli aktor jest wrażliwy, umie słuchać i ma dobre porozumienie z reżyserem, dojdzie do „prawdy” z każdej strony.

Jak się czujesz w krakowskim środowisku aktorskim?
Mój zawód jest również moją pasją, czuję się więc generalnie dobrze w środowisku ludzi twórczych, bez względu, czy to będzie Kraków, czy inne miasto. Dużo gram w Warszawie, robię serial we Wrocławiu. Nie jestem zamknięta w Krakowie. Czasem, kiedy przyjeżdżam na jakieś castingi i mówię, że jestem z Krakowa, są pozytywne reakcje - bo aktorski Kraków kojarzy się głównie ze znakomitym teatrem.

Nie za mało dzieje się w Krakowie dla młodej aktorki?
Szkoda, że nie kręci się tutaj seriali. To przecież piękne miasto z ogromnym potencjałem aktorskim. Szkoda, że producenci tego nie potrafią jak na razie wykorzystać. Cieszy mnie natomiast, że twórcy kinowi coraz częściej zaglądają do Krakowa.

Niebawem przybędzie panien Chapko w polskim przemyśle filmowym...
To prawda. To młodsze ode mnie i Pauliny kolejne nasze siostry bliźniaczki. Obie studiują w łódzkiej filmówce - Alicja produkcję, Aleksandra aktorstwo. Alicja ma ogromny talent aktorski, ale zdecydowała się na produkcję, ma cechy, które się świetnie sprawdzą w przemyśle filmowym. Aleksandra z kolei poszła w nasze ślady. Obie kończą teraz trzeci rok studiów.

Zamierzasz w przyszłości połączyć karierę z założeniem rodziny?
Jak najbardziej. Bez rodziny życie nie ma sensu. Będę się pewnie musiała na jakiś czas wyłączyć z grania, ale to jest kwestia priorytetów. Można grać, grać i grać - aż nagle człowiek budzi się z poczuciem, że coś stracił bezpowrotnie. Ja tego nie chcę. Kiedy miałoby to nastąpić - jeszcze nie wiem. Z rozmów z koleżankami wiem, że najlepiej jest wtedy, kiedy ta decyzja sama się podejmie (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska