Feralnego dnia sześciu mężczyzn napadło na inwalidę narodowości romskiej, znanego jako Ramzes. Przed sklepem zaczęli bić i kopać bezbronnego człowieka. Tadeusz Frasunek był tego dnia z żoną w sklepie na zakupach. Był po służbie. O pomoc poprosiła go jedna z ekspedientek, która wiedziała, że jest strażnikiem miejskim.
Pan Tadeusz, gdy usłyszał, że komuś dzieje się krzywda, nie zastanawiając się ruszył na ratunek. - Zobaczyłem, że katują inwalidę. Krzyknąłem na nich, a wówczas usłyszałem, że chcę bronić smotruchów i czarnuchów - wspomina Frasunek. Jeden z szóstki napastników rzucił się na niego z pięściami, za to drugi wyjął zza pazuchy siekierę na długim trzonku i zaatakował go.
Zamachnął się na strażnika dwukrotnie, tak szybko, że ten nawet nie zdążył wykrztusić z siebie, że jest strażnikiem. - Dla mnie to był szok. Po raz pierwszy spotkałem się wtedy z taką agresją - mówi strażnik.
Nie uważa, by zrobił coś wyjątkowego. - Gdyby taka sytuacja znów się powtórzyła, bez wahania ruszyłbym na pomoc - dodaje Frasunek.
Jego interwencja prawdopodobnie ocaliła życie napadniętemu. Kilkanaście dni wcześniej, niemalże w tym samym miejscu, pobito do nieprzytomności chłopaka, który potem przez półtora miesiąca był leczony w szpitalu. Wśród sprawców był jeden z uczestników tej bijatyki. - Co prawda są tam kamery miejskiego monitoringu, ale chuligani czuli się bezkarnie, bo ich obiektywy zasłaniały gałęzie drzew - mówi jeden z mieszkańców osiedla. Po zdarzeniu drzewa przycięto.
Inny świadek dopowiada, że w czasie szamotaniny chuliganów ze strażnikiem, inwalidzie udało się odjechać. Jest przekonany, że strażnik swoją interwencją uratował Ramzesa. Ten miał tylko kilka siniaków.
Obaj świadkowie nie chcą się przedstawić, bo boją się zemsty. Ta banda znana jest na osiedlu. Świadkowie zgodnie dodają, że podczas wrześniowego zajścia opodal spacerowali ludzie, ale nikt nie zareagował i nie pomógł bitemu.
Bandyci uciekli, ale policja szybko ich zatrzymała. W międzyczasie bowiem ktoś zadzwonił na komendę, a patrol był kilka ulic dalej.
Prokuratura Rejonowa w Wadowicach w ostatnich dniach listopada skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko napastnikom. - Odpowiedzą za pobicie - mówi Jerzy Utrata prokurator rejonowy w Wadowicach. Grozi im do trzech lat pozbawienia wolności.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+