Powietkin, oficjalny pretendent do tytułu federacji WBC i były pogromca krakowianina Mariusza Wacha, znalazł się w tarapatach. Podobnie jak niedawno jego rodaczka, globalna ambasadorka tenisa Maria Szarapowa, która rozsławiła medykament, w założeniu przeznaczony dla osób cierpiących na niewydolność serca.
Z podniesionego larum niewiele robi sobie promotor "Saszy" Andriej Riabiński, szef obracającej dziesiątkami milionów dolarów grupy Mir Boksa. Zdaniem Riabińskiego, jego zawodnik nie jest dopingowiczem, a obecność meldonium w organizmie Powietkina jest tylko i wyłącznie śladem po przyjmowaniu preparatu w przeszłości, który do końca 2015 roku był w pełni legalny.
- Aleksander Powietkin przyjmował meldonium we wrześniu ubiegłego roku, gdy było ono dopuszczone do użytku. Od stycznia Powietkin nie zażywał leku, ale teoretycznie mógł on jeszcze pozostać w jego krwi - skomentował Riabiński.
Szef grupy Mir Boksa, poirytowany kolejnymi podejrzeniami, nie wytrzymał i wziął w obronę Powietkina jeszcze jednym stwierdzeniem. - Jeśli to dla was interesujące, stężenie meldonium we krwi "Saszy" wyniosło 70 nanogramów - napisał Rosjanin, czym zapragnął zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Otóż obecnie dopuszczalne stężenie medykamentu ustalono na wyższą wartość, mianowicie 1 mikrogram.
Oświadczenie w tej sprawie szybko wydała federacja WBC, która postanowiła przeprowadzić wnikliwe śledztwo, podkreślając swoje priorytety, czyli bezpieczeństwo, sprawiedliwość i poszanowanie dla zasad fair play. Organizacja, której przewodniczy Mauricio Sulaiman, niebawem podejmie odpowiednie kroki.