- Od zatrzymania Brunona Kwietnia minęło niemal 5 lat. Czy zmieniło się jego nastawienie do tego, o co jest oskarżony?
- Mój klient nadal czuje się wykorzystany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i propagandystów ówczesnej Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Warto pamiętać, że w roku 2012 obrońcy wymiaru sprawiedliwości i konstytucji mieli ważniejsze zajęcia od zajmowania się losem człowieka, którego sprawa miała posłużyć powstrzymaniu zmian w ustawie o ABW. Z perspektywy Brunona Kwietnia obecna histeria niektórych sędziów, naukowców i adwokatów, spowodowana rzekomymi atakami na wymiar sprawiedliwości, jest zwykłym grymaszeniem.
- Sugeruje Pan, że obrońcy konstytucji i praw człowieka powinni wstawić się za Kwietniem?
- Oczekiwałem tego od sądów, pisałem też do rzecznika praw obywatelskich, a oskarżony do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Nie podjęli z nami korespondencji. Widocznie mieli wtedy ważniejsze problemy.
- Na czym opiera Pan apelację od wyroku sądu pierwszej instancji.
- Przede wszystkim kwestionuję sposób prowadzenia procesu, stosunek i uczciwość wobec stron, metodę przesłuchiwania świadków. Nie chcę szerzej komentować tych zarzutów przed rozstrzygnięciem sprawy przez Sąd Apelacyjny.
- Dlaczego uważa Pan, że sąd pierwszej instancji był stronniczy?
- Taki zarzut jest związany z treścią donosów kierowanych przez sąd przeciwko obrońcom do Okręgowej Rady Adwokackiej. Nie chcę obecnie komentować zasadności tego zarzutu, bo zrobi to sąd odwoławczy.
- Podczas procesu często dochodziło do scysji między obrońcami Kwietnia a sędzią. Jakie były tego powody?
- Sąd uważał, że obrońcy utrudniają prowadzenie procesu, a obrońcy, że sąd nie przestrzega przepisów postępowania. Będąc uczestnikiem tych sporów, nie mam prawa rozstrzygać, kto miał rację.
- W którym areszcie aktualnie przebywa Pański klient?
- W Zakładzie Karnym w Pińczowie. Wieloletnie „tymczasowe” aresztowanie na każdego wpływa negatywnie.
- Według sądu, oskarżony miał wiedzę, możliwości i powód do przeprowadzenia zamachu. Brakowało mu tylko ludzi, których dość nieudolnie próbował werbować. Co według Pana stałoby się, gdyby w sprawę nie zamieszali się agenci ABW?
- To są propagandowe slogany. W istocie nie miał możliwości zorganizowania zamachu, bo nie sporządził szczegółowego planu, nie zidentyfikował ogromu problemów, które trzeba pokonać, realizując takie przedsięwzięcie, nie miał dostatecznie dużo pieniędzy. Gdyby do akcji nie wkroczyli funkcjonariusze ABW, Brunon Kwiecień nadal prowadziłby wykłady ze studentami, napisał pracę habilitacyjną i zajmował się rodziną. Czasami twierdziłby pewnie, że Sejm trzeba wysadzić w powietrze. Taki miał sposób krytykowania polityków.
Rozmawiał Marcin Banasik
Dwa dni Apelacji
Brunon Kwiecień odpowiadał przed sądem za przygotowywanie od lipca do listopada 2012 r. ataku terrorystycznego na konstytucyjne organy RP, nakłanianie dwóch studentów do przeprowadzenia zamachu oraz nielegalne posiadanie broni i handel nią. Według śledczych, doktor chemii, ówczesny pracownik naukowy Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, zamierzał zdetonować w pobliżu Sejmu 4 tony materiałów wybuchowych na bazie saletry, umieszczonych w pojeździe skot. Wątpliwości co do winy oskarżonego budzi jednak to, że funkcjonariusze ABW prowadzili operację pod przykryciem. Podczas procesu zeznawali jako świadkowie incognito. Tę część rozprawy sąd utajnił, dlatego opinia publiczna nie dowie się, jak wyglądały relacje agentów z oskarżonym. Sąd pierwszej instancji skazał Kwietnia na 13 lat więzienia. Dziś i jutro Sąd Apelacyjny rozpatrzy apelację obrony oskarżonego, wniesioną od wyroku.
(BAN)
WIDEO: Sąd o B. Kwietniu: Oskarżony był zdeterminowany. Szukał ludzi do realizacji swojego celu (nagranie z 21.12.2015)
Źródło: TVN24/x-news