Zakrwawionego psa znalazła w domu córki jej matka. 11 marca 2012 r. Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zostało zaalarmowane o losie psa, któremu groziła śmierć. Kobieta przyprowadziła do schroniska bulteriera w katastrofalnym stanie. Pies był własnością córki kobiety.
- Miał na całym ciele rany cięte, tłuczone, krwiak na głowie, odmę podskórną, ślady po przypalaniu - obrażenia wymienia rzecznik krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska. Według biegłego powołanego przez śledczych, zwierzę było długo i wielokrotnie katowane przez człowieka. Kopane, uderzane tępym narzędziem ze szpicem, przypalane na głowie.
- Pies miał na ciele świeże rany, jak również dużo blizn, które jeszcze nie zdążyły porosnąć sierścią - informuje prok. Marcinkowska.
W toku śledztwa prokurator ustalił, że winnym tych obrażeń jest Andrzej G. - konkubent właścicielki psa. To mężczyzna karany już za inne przestępstwa - kradzieże, oszustwa, narkotyki. Przesłuchiwany w śledztwie nie przyznał się do winy. Stwierdził, że owszem, uderzył psa, ale tylko jednorazowo, bo ten się na niego rzucił . Śledczy wystąpili do prezydenta miasta Krakowa z wnioskiem o odebranie psa właścicielce. W międzyczasie okazało się, że kobieta sama zrzekła się opieki nad zwierzęciem.
- Zostało już zaadoptowane, powoli dochodzi do siebie. Mamy nadzieję, że w końcu znalazł dom, w którym zazna spokoju - mówi Marcinkowska.
Wyznanie krakowskiego gangstera: Strasznie zawaliłem Przeczytaj!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!