Było po godz. 23, gdy do Domu Polskiego w Lasku Bulońskim dotarły brązowe medalistki turnieju drużynowego szpady na igrzyskach olimpijskich: Martyna Swatowska-Wenglarczyk (AZS AWF Katowice), Alicja Klasik (RMKS Rybnik), Renata Knapik-Miazga i Aleksandra Jarecka (obie AZS AWF Kraków). Czekał na nie prezes PKOl Radosław Piesiewicz i kilkudziesięciu najbardziej wytrwałych kibiców. - Dziękujemy! Dziękujemy! - zaintonował prezes po krótkim przemówieniu. Każdej z naszych szpadzistek wręczył chwilę wcześniej bukiet biało-czerwonych róż, a one wytrwale pozowały do zdjęć i udzielały wywiadów.
To sukces, którego przecież mogło nie być. Owszem, Polki to aktualne mistrzynie świata, ale do Paryża przyleciały po wewnętrznych kwalifikacjach, które odbywały się w oparach wzajemnych pretensji i żalów. Ostatecznie do kadry nie została dołączona 35-letnia Ewa Trzebińska, która wcześniej z koleżankami sięgnęła po złoto MŚ. Jej zdaniem przez trenera kadry Bartłomieja Języka faworyzowana była Aleksandra Jarecka. To ona na niespełna pięć sekund przed końcem starcia o brąz z Chinkami najpierw doprowadziła do wyrównania, a potem - w dogrywce - zadała decydujące trafienie. - Mnie tu miało nie być - wypaliła szczerze zaraz po walce. W Domu Polskim przytulała do serca 1,5-rocznego synka Maksa, który - onieśmielony i zmęczony - mrużył oczy.
- Ta dyskusja (o powołaniach - przyp. JG) była prowadzona zazwyczaj przez osoby, które nie do końca orientowały się w sytuacji. Rozumiem, że ktoś może mieć inne poglądy, trener może się nie zgadzać, bo czuje, że jego zawodniczka została skrzywdzona. Każdemu związkowi - również nam - zależało na tym, aby na igrzyska wybrać jak najlepszą reprezentację. Trudno sugerować, że jest inaczej. Ten medal potwierdza, że wybór był dobry. Zresztą tak naprawdę wszystkie zawodniczki, które były najlepsze, pojechały do Paryża - mówił prezes Polskiego Związku Szermierczego prof. Tadeusz Tomaszewski.
W półfinale z Francją i w meczu o trzecie miejsce walczyły trzy nasze szpadzistki. Na planszę nie wyszła najmłodsza, aktualna mistrzyni Polski Alicja Klasik. Pokazała się w jednej walce z Amerykankami w ćwierćfinale, a potem została zmieniona. Olimpijskie zasady są w drużynowej szpadzie takie, że zmiana jest już do końca. Dana zawodniczka nie może wrócić do gry. Dodajmy, że Klasik - wciąż jeszcze juniorka - najdalej zaszła z naszych w turnieju indywidualnym. - Uważam, że regulamin zmian na igrzyskach jest niemoralny. Podjąłem taką decyzję jeszcze przed turniejem. Powiedziałem, że będę się tego trzymał i biorę to na siebie - powiedział trener Bartłomiej Język. Dzięki tej zmianie Klasik też dostała medal.
Bohaterką została ta, która zadała ostatnie trafienie - Aleksandra Jarecka. - Znam Olę od 20 lat. Przyszła do mnie jako dziewięciolatka. Ona zawsze była wojownikiem, ale to drużyna wygrywa i przegrywa. Każda z dziewczyn ma swoje zadania. Nigdy nie powiedziałem, że przez kogoś przegraliśmy, albo że dzięki komuś wygraliśmy. To jest jeden team - stwierdził opiekun naszych szpadzistek. - To, co w tej sytuacji zrobiła Ola - jeszcze przy pomyłce sędziów w punktacji - świadczy, że ma jaja - skwitowała krótko jej koleżanka z drużyny Renata Knapik-Miazga.
Paryż 2024 - polskie szpadzistki. Kliknij i zobacz więcej zdjęć
Z Paryża Jakub Guder
https://x.com/JakubGuder

Pawel Relikowski / Polska Press

Pawel Relikowski / Polska Press