Pierwszym zaskoczeniem tego kolejnego, polskiego "arcydzieła" jest jego współprodukcja: to Warner Bros podpisał umowę z reżyserem. I to podpisał, podobno, na trzy filmy. Ten jest dopiero pierwszy. Czy doświadczona marka amerykańska wiedziała, co robi? Oczywiście, nic nam do tego jeśli Amerykanie splajtują, ale warto zadbać, by potem w historii kina było jednak napisane, że to "dzięki polskiemu filmowi"! No, może jeden tego nie dokona! Ale jeśli już powstaną wszystkie trzy? Albo jeśli inni koledzy pana Saramonowicza zrobią podobne filmy, to kto wie? Wszak nasze kino idzie, już od długiego czasu, w dziwną stronę.
Zaskoczeniem drugim jest tytuł filmu. Bo choć część akcji odbywa się w SPA, gdzie zabiegom upiększającym poddają się dwie młode i piękne dziewczyny, a masuje, klepie i naciera je trzecia dziewczyna, również piękna i młoda - to przecież nie o cellulit tu chodzi. Te sceny są jedynie uzasadnionym punktem wyjścia do… szaleństwa. Bo natarte i wymasowane panie zaczynają szaleć! Fantazja im eksploduje głównie kryminalnie i spiskowo. Biegają po ekranie, rzucają się do walki i wszędzie węszą zbrodnie, przechytrzając domniemanego mężczyznę-krwiopijcę, który w podziemnych klatkach wyciska podobno z kobiet wszystką krew, by zasilić producentów kremów.
Kino w Pauzie gra ambitne filmy
A więc sprawa jest ważna: chodzi w filmie o antyreklamę SPA! Bo jeśli takie zabiegi prowadzą wprost do zbiorowego szaleństwa, to antyreklama jest słusznym, społecznym ostrzeżeniem. Tu zresztą brawurowo uzasadnionym, gdyż zabiegi wywołują nie tylko halucynacje, ale także sprzyjają "nieczystości" języka. Piękne panie krzyczą przez cały film prymitywnymi wulgaryzmami, traktując je zresztą jako jedyną formę komunikacji! Na szczęście język angielski w porównaniu z polskim nie jest aż tak finezyjny, więc jeśli już Warner Bros będzie sobie chciał sprowadzić ten film do Stanów, to wszystkie monologi, dialogi i narracje zza ekranu będzie mógł zastąpić jednym angielskim słowem: tym na literę "f".
A o czym właściwie jest ten film? Tego nikt nie wie i niech tak zostanie. Bo ważne jest coś innego: że to pierwszy od długiego czasu rodzimy produkt, który wypełnia postulat parytetu. Są kobiety, są piękne i "twórczo" działają, bawiąc się w detektywów i bezkarnie prześladując jeszcze głupszych od siebie mężczyzn. Na końcu wprawdzie jeden z nich się zbuntuje i wkroczy do akcji, chcąc przejąć inicjatywę, ale będzie już za późno! Pięknotki potrafią go wyeliminować. Mała, rudowłosa i chaotyczna Dominika Kluźniak, wysoka i sztywna Maja Hirsch, oraz zmienna niczym kameleon Magdalena Boczarska wprawdzie nie grają, bo nie mają co grać, ale działają jak szalone. I to właśnie dzięki nim i niczego nierozumiejącym mężczyznom film jest bełkotliwy, nużący, efekciarski i zbyt długi. I choć zaskakuje cytatami ze wszystkich możliwych filmów ("Pulp Fiction", "Dziewiąte wrota", "Szklana pułapka" i mnóstwo innych), to do końca nic nie wyłania się z jego chaosu. A dziełko na dodatek jest podobno komedią. Ale nie polecam! Szkoda na nie życia!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**Krakowski gang sutenerów uniewinnniony!**