https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Choć Bacha i Mozarta grają urzędnicy z ulic Krakowa ich wyganiają

Ada Walczyk (z lewej), Weronika Biela (w środku) i Joanna Konstantyn lubią grać filmowe hity. Z Krakowa robią Tortugę grając "Piratów z Karaibów"
Ada Walczyk (z lewej), Weronika Biela (w środku) i Joanna Konstantyn lubią grać filmowe hity. Z Krakowa robią Tortugę grając "Piratów z Karaibów"
Wyszli na Floriańską z instrumentami i ustami zaklejonymi taśmą. Stanęli w szeregu, ale nie wydali z siebie ani jednej nutki, nawet kawałeczka piosenki. W ten sposób grupa ulicznych artystów zaprotestowała przeciwko urzędniczym ograniczeniom muzykowania na Rynku Głównym i Drodze Królewskiej. Mają dość bycia ściganymi przez strażników miejskich i błagania urzędników o świstek, który pozwoli im grać dla krakowian i turystów. Nie są pijakami, narkomanami, nie walą w bębny po ciszy nocnej. Grają od lat, uczą się w szkołach muzycznych. Walczą o wolność dla swojej sztuki - o artystach banitach pisze Piotr Rąpalski.

Urzędnicy miejscy boją się frywolnych grajków niczym europejscy kibice afrykańskich wuwuzeli ryczących na mundialu. Wysyłają więc przeciwko nim uzbrojonych w bloczki mandatowe strażników miejskich. Ci gonią muzykantów z ulic Krakowa, jakby byli zarażeni dżumą. A oni chcą tylko grać i śpiewać dla przechodniów przy brzęku monet wpadających do ich kapelusza.

Ola Kiełbińska i Marcin Łysyganicz grają na razie na ulicach Gdańska. Uciekli z Krakowa odpocząć od nagonki. - Tutaj nikt nas nie ściga. Gramy pół dnia i jest spokój - mówi Ola, która gra od kilkunastu lat. Na gitarze, akordeonie, bębnie i wszystkim do czego się dorwie. Jest samoukiem. - Mój tata grał na gitarze, więc postanowiłam też się nauczyć. Na ulicy muzykuję od 10 lat - dodaje dziewczyna. - Grałam w Anglii, Niemczech, Belgii, Holandii, Chorwacji i nie wiem jeszcze gdzie. Nigdzie nie czułam się tak źle jak ostatnio w Krakowie - kwituje.

Ola skończyła gdańską ASP. Z zawodu jest malarką. Sprzedaje obrazy, robi wystawy w galeriach. Kiedy nie pracuje - gra, ale nie dla pieniędzy. - Można z tego wyżyć, ale bez fajerwerków. Zapłacisz za pół pokoju i jedzenie.

Marcin, jej chłopak, nie ma artystycznego magistra w kieszeni. Skończył ochronę roślin na Akademii Rolniczej. Gra na bębnie dżamba, trochę na flecie, ale najbardziej lubi gitarę. W duecie z Olą grają najczęściej muzykę lat 60. i 70., często utwory Boba Marleya i inne anglojęzyczne. Choć Ola woli grać kawałki Boba Dylana i U2.

Marcin bardziej gustuje w utworach napisanych przez jego przyjaciół lub własnych. - Pochwalę się. Zostałem ostatnio laureatem przeglądu piosenki "Bazuna". Wyróżniono mnie za jakość strun głosowych - opowiada z uśmiechem. Ma 27 lat, a na gitarze gra od siódmej klasy podstawówki.

Ola i Marcin wspominają, że jeszcze w październiku minionego roku w Krakowie była przyjazna atmosfera dla muzyków. - Wyjechaliśmy wtedy do Indii, gdy wróciliśmy w kwietniu zaczęły się problemy - mówi Ola. - Strażnicy są różni. Jedni popisują się władzą, a inni przeganiają nas z żalem, bo mieli wezwanie od nadwrażliwych mieszkańców. Raz chciałem jednemu uścisnąć dłoń za to, że zachował się w porządku, ale przestraszył się i powiedział, że ulice są monitorowane - opowiada Marcin.

Para podsuwa rozwiązanie władzom Krakowa. - W Niemczech strażnicy dają muzykom kartki z zasadami. Na przykład, że w jednym miejscu można grać tylko przez godzinę, nie wolno używać wzmacniaczy, trzeba znać minimum cztery piosenki. To działa - zapewnia Ola.

Bardziej klasyczny duet od Oli i Marcina stanowią Martyna Sołtys i Gabrysia Mokrzycka. Pierwsza gra na wiolonczeli, druga na skrzypcach. Słoń nie przegalopował im po uszach. Chodzą do liceum muzycznego w Zespole Szkół im. Mieczysława Karłowicza w Krakowie. Obie grają od 11 lat. - Moja starsza siostra grała od czwartego roku życia na skrzypcach. Tak się osłuchałam, że sama zaczęłam grać - mówi Gabrysia. - W szkole uczymy się też fortepianu - dodaje.
Dziewczyny gustują w klasyce. Grają Bacha, Mozarta, Haendla, Schumanna. Muzykę Baroku i Romantyzmu. - Ale nie unikamy też chałtury, grania prostych utworów dla pieniędzy - mówi Martyna.
Młode artystki przyznają, że niełatwo zgrać skrzypce z wiolonczelą. Zdradzają jednak, że przechodnie bardziej wolą duety niż pojedynczych grajków, bo przyciąga ich harmonia dźwięków.

Od maja dziewczyny na ulicach Krakowa ćwiczą nie tylko operowanie smyczkiem, ale i chodziarstwo niczym Robert Korzeniowski. - Na Floriańskiej jesteśmy przeganiane już po parunastu minutach. Idziemy w inne miejsce i znowu - mówi Gabrysia. - Ale nie poddajemy się. Walka trwa - śmieje się.
Dziewczyny wspomianją spokojne czasy, kiedy mundurowi mijali je bez groźnych spojrzeń. Wtedy potrafiły zarobić nawet 150 zł w godzinę. Teraz ledwo wyciągną dwie dychy. - Była swoboda i nie było kakofonii, o którą boją się urzędnicy - mówi Martyna. - Muzycy się szanują i nie wchodzą sobie w paradę. Jeśli jedno miejsce jest zajęte idą dalej.

Innym urodziwym zespołem walczącym z represjami jest dziewczęcy tercet: Joanna Konstantyn (skrzypce), Ada Walczyk (flet), Weronika Biela (skrzypce). Ukończyły gimnazjum muzyczne. Skrzypaczki grają od 9 lat. Ada od sześciu. Wolą znane hity niż klasykę. - Gramy na przykład "Ojca chrzestnego", "Upiora w operze", "Noce i dnie, czy "Piratów z Karaibów" - wymienia Joanna. - Ale nie tylko - zapewnia.

W tamtym roku dziewczyny w dwie godziny potrafiły zarobić 50 zł "na łebka". Teraz jest posucha, bo co chwila muszą zwijać futerały i stojaki pod partytury. - Jesteśmy za swobodą dla artystów. Urzędnicy powinni ocenić i dopuścić tych, którzy potrafią grać lub zadowolić się rekomendacjami ze szkoły - mówi Weronika. - Dzięki ulicy możemy ćwiczyć przed prawdziwą publiką - dodaje Ada.

Prawdziwym oryginałem wśród muzyków "na nielegalu" jest Eduard Pazhik, człowiek, który zamienia ulicę w operę. Urodził się w Rosji. Jego matka była Rosjanką a ojciec Polakiem. Przed przyjazdem do Polski w 1992 roku służył w rosyjskiej armii w Czechosłowacji. Gdy dowiedział się, że ma rodzinę w Polsce, rzucił wojsko i przybył nad Wisłę.

- W 2005 roku, kiedy miałem 38 lat, zacząłem pobierać lekcje śpiewu w Gdańsku u znanych profesorów. Kocham muzykę, mój ojciec grał na akordeonie, a mama na gitarze. Oboje śpiewali. Odziedziczyłem po nich głos - opowiada Eduard, który operuje głosem kontratenor. Potrafi śpiewać wysoko i nisko. Ma cztery oktawy rozpiętości głosu! Czemu więc taki talent śpiewa na ulicy? - Ciężko przebić się w branży. Ale ja lubię ulicę. To jedyne miejsce, gdzie czujesz się niezależny, nie musisz się przed nikim tłumaczyć. Tak było przynajmniej jeszcze w ubiegłym roku - mówi Pazhik.

Wtedy zarabiał nawet 300 zł w godzinę. Skończyło się jednak pozwolenie, a urzędnicy mu go nie przedłużyli. Teraz działa w partyzantce i ma problemy z zarobieniem nawet połowy tego co wcześniej. Próbuje pod kościołami - Mariackim i śś. Piotra i Pawła. Szybko jednak zjawiają się strażnicy.
- Ciężko śpiewać w stresie, mając świadomość, że zaraz ktoś cię wyrzuci. Muszę dobrze organizować czas śpiewania, bo między występami potrzebuję pięciu godzin przerwy na regenerację strun głosowych. Nagonka mi to uniemożliwia - kwituje muzyk.

Nie jest przeciwko systemowi pozwoleń, ale domaga się ich sprawiedliwego i szerszego przydzielania.
Miasto idzie w zaparte, ale grajkowie nie składają broni. Pod ich petycją do prezydenta podpisało się już 600 osób. W następnym tygodniu złożą ją w Urzędzie Miasta.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

J
Ja_19
Ja za granie przez 3 godziny w uliczce przy rynku w Krk zarobiłam 350 zł, 20 Euro i ok. 10 dolarów. W tym roku byłam w Wiedniu i w godzinę zarobiłam 100 Euro. Niestety w Wiedniu nie mogłam grać więcej: podszedł do mnie jakiś człowiek i powiedział żebym się szybko zbierała bo nadchodzi straż miejska a muszę mieć pozwolenie na granie. W przyszłym roku załatwię sobie takie pozwolenie i idę grać na ulicy bo to ma same plusy! :
1)oswajanie się ze stresem (granie przed ludźmi nie jest zwłaszcza na początku rzeczą łatwą)
2)dość szybki i łatwy zarobek (robię to co lubię)
i po 3) ludziom się to podoba! potrafią stać dookoła , słuchać i klaskać a to przecież pomaga dodatkowo muzykowi uwierzyć że to co robi może się podobać innym! zupełnie nie rozumiem po co to utrudnianie życia. Przecież tak naprawdę nikt nikomu nie każe wrzucać pieniędzy, i nikt poważnie nie zubożeje wrzucając muzykowi 1 euro czy w Polsce złotówkę. Poza tym chyba lepiej się idzie ulicą na przy której słychać muzykę? To przykre że nie zwalcza się ludzi którzy żebrzą ale tych którzy grają. Takie to mamy "stolice kultury w europie" : Wiedeń czy Kraków. Żałosne.
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Zmiany w ruchu na drodze wojewódzkiej. Drogowcy zajmują jezdnię. Duże utrudnienia

Zmiany w ruchu na drodze wojewódzkiej. Drogowcy zajmują jezdnię. Duże utrudnienia

Kim jest tajemniczy Zorro? Skradł show Rafałowi Trzaskowskiemu na wiecu w Tarnowie

Kim jest tajemniczy Zorro? Skradł show Rafałowi Trzaskowskiemu na wiecu w Tarnowie

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska