Zachowała się w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej teczka personalna i teczka pracy Tajnego Współpracownika „Dąb”. Z dokumentów wynika, że mężczyzna współpracował z SB w latach 1978-80. Został pozyskany 28 marca 1978 r. przez ppor Tadeusza Bryzka z grupy operacyjnej, która zajmowała się ochroną kontrwywiadowczą w kopalni Janina w Libiążu i ochroną jednostek wojskowych w Bolęcinie i Chełmku. Bryzka Władysław T. poznał w jednostce wojskowej w Bolęcinie, gdzie odwiedzał swoich kolegów.
Rozmowa pozyskaniowa z SB-ekiem odbyła się w tzw lokalu kontaktowym Tęcza, garsonierze na os. Północ w Chrzanowie. Tam Władysław T. własnoręcznie napisał zobowiązanie do kontaktów ze SB i przyjął kryptonim Dąb. Zwerbowano go, by mieć aktualne informacje dotyczące cudzoziemców przebywających w kopalni Janina, w której wtedy lustrowany pracował oraz dla ochrony jednostek wojskowych.
Mężczyzna w latach 1978- 80 odbył 25 spotkań w ”Tęczy” i przekazywał wówczas własnoręcznie sporządzone informacje m.in. o rodzinie we Francji, znajomych, cudzoziemcach przybywających z krajów kapitalistycznych. Informował też o swoich pobytach w Rumunii, Czechosłowacji, Austrii i na Węgrzech oraz o nastrojach w trakcie pielgrzymki Jana Pawła II w Polsce.
Po ppor Bryzku prowadzenie agenta przejął nieżyjący już
por. Janusz Falana. Spotkali się trzy razy, po czym nastąpiło zerwanie współpracy z SB. Władysław T. podał dwa ważne powody: był chory i wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Wtedy SB nie mogło werbować agentów z członków PZPR.
Na ostatnim spotkaniu TW Dąb napisał zobowiązanie do zachowania w tajemnicy kontaktów z SB. Oficerowie obiecali mu, że jego teczka pracy i personalna zostanie niszczona, ale słowa nie dotrzymali.
Za swoje informacje przyjmował pieniądze i zachowały się pokwitowania ich odbioru. Był uważany za sumiennego i rzetelnego agenta. „Punktualny, przekazuje prawdziwe informacje” - napisali o nim w swoim raporcie, Siedem razy dostał od nich po 1000 zł. Sporo, bo wtedy minimalne wynagrodzenie wahało się między 1600, a 2000 zł.
Trzech esbeków podczas procesu przed Sądem Okręgowym w Krakowie potwierdziło autentyczność dokumentów z archiwów IPN.
W sądzie Władysław T. przyznał, że złożył nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne. Tłumaczył, że zrobił tak, bo bał się zemsty ze strony SB.
- Zwolnili mnie ze współpracy tylko pod warunkiem zachowania jej w ścisłej tajemnicy. Jeśli bym ją złamał czekały mnie surowe konsekwencje. Te ich słowa odebrałem jako groźbę do końca życia - nie krył lustrowany.
Jak opowiadał wiedział w jakim celu się spotyka z SB, ale czuł się wtedy zastraszany. Obawiał się, że jak nie przyjdzie kara spotka jego lub najbliższą rodzinę. Pieniądze brał jako zwrot kosztów za taksówkę, którą dojeżdżał na spotkania z oficerem SB lub, jak podał, by zjeść bułkę ze śledziem.
Sąd w wyroku przyjął, że są spełnione wszystkie warunki współpracy z SB. Prawie dwuletnie kontakty Władysława T. z kontrwywiadem były tajne, świadome, wiązały się z operacyjnym zdobywaniem informacji i materializowały się w konkretnych działaniach lustrowanego.