- Kiedy przeczytałem wasz artykuł o rodzinie spod Brzostka, która w pożarze straciła dom, rozpłakałem się. Chwyciłem zaraz za telefon i zadzwoniłem do nich pytając, w jaki sposób mogę im pomóc - mówi Stanisław Bańbor, założyciel i prezes tarnowskiego stowarzyszenia "Dajmy Dzieciom Miłość".
- Wyznaję zasadę, że jeden nie jest w stanie wyżywić wszystkich, ale wszyscy bez problemu wyżywią jednego. Wystarczy, że każdy da po troszeczku. Sam przez to nie zbiednieję, a dla kogoś, kto stracił w pożarze wszystko, jest to nieoceniona pomoc - mówi Bańbor, który podjął się zadania koordynowania wsparcia dla pogorzelców.
Sylwia i Marcin Madejowie są młodym małżeństwem. Mieszkali z dziadkiem i mamą w Kleciach koło Brzostka do dnia, kiedy ich dom, który z mozołem remontowali, strawił ogień. Wkrótce urodzi się im córeczka. Jednocześnie chcieli utworzyć rodzinę zastępczą i stworzyć nowy dom dla innego, samotnego dziecka. Adopcja teraz jest wykluczona ze względów mieszkaniowych. Ale z niej nie rezygnują.
- Mamy już pustaki, kaloryfery, piec centralnego ogrzewania, ale do wybudowania domu jest jeszcze długa droga. Stary nie nadaje się do zamieszkania - mówi Marcin Madej.
Nadzieja w Stanisławie Bańborze, wiernym Czytelniku "Gazety Krakowskiej". Już nieraz zdarzało się, że poruszony opisywanymi na naszych łamach historiami, bezinteresownie organizował pomoc dla ludzi dotkniętych przez los lub choroby. W ten sposób powstało stowarzyszenie "Dajmy Dzieciom Miłość". Była to reakcja na przeczytany w GK artykuł o rodzinie z Zabrzeży k. Nowego Sącza, w której dwójka dzieci zachorowała na białaczkę.
- Poprzez stowarzyszenie możliwości pomocy są większe, niż gdybym chciał to robić na własną rękę - wyjaśnia Bańbor. To znany tarnowski cukiernik. Równie dobrze można nazwać go jednak... budowlańcem. Przy wsparciu lokalnych firm i hurtowni budowlanych (m.in. Imbud, Leier, Bruk-Bet, Wes-Bud) udało mu się postawić kilka nowych domów, kilka odbudować, a jeszcze inne gruntownie wyremontować. Wszystko to dla innych.
- Moja rola polega przede wszystkim na tym, że chodzę od firmy do firmy i "żebrzę" o pomoc. Ci, do których pukam, zazwyczaj nie odmawiają i na ile tylko mogą, wspierają nasze inicjatywy - podkreśla. Dzięki zaangażowaniu cukiernika dach nad głową zyskała m.in. dziesięcioosobowa rodzina Maliszów z Wytrzyszczki koło Czchowa, której pożar strawił drewniany dom oraz Halina Kostecka z Policht, która po śmierci męża sama wychowuje pięcioro dzieci. Stowarzyszenie pomogło także w odbudowie uszkodzonych przez ogień budynków w Ryglicach, Woli Rzędzińskiej, Łukanowicach i Zgłobicach.
- Ludzi dobrego serca jest wielu. Na pewno nie zostawimy Madejów samych - zapewnia.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!