- Wpadnie potem policja i będą z tego tylko kłopoty - mówią producenci wyskokowych trunków z gminy, do których jednak reporterom "Gazety Krakowskiej" udało się dotrzeć.
Poza tym sztuka robienia alkoholu jest skrywana w największej tajemnicy. - Kiedyś każdy dwór, każdy zamek miał swój przepis na nalewkę. To była najbardziej strzeżona tajemnica, a receptury wypracowywano przez lata. My też mamy swoje unikatowe przepisy - mówi jeden z producentów trunku.
"Czar Pustyni" to 51-procentowy alkohol wytwarzany w okolicy Pustyni Błędowskiej od pokoleń według niezmiennej receptury. 21 grudnia 2012 r. został wpisany przez ministra rolnictwa na Listę Produktów Tradycyjnych. Wytwarza się go m.in. z rosnącego wokół Pustyni Błędowskiej żyta, które wsypane do kadzi zalewa się słodem - wodą z cukrem lub lokalnym miodem, jeśli ktoś ma własną pasiekę. Ważna jest też dobra, źródlana woda, której w gminie nie brakuje. Żyto pęcznieje i kiełkuje. Kiełki nadają produktowi niepowtarzalny kolor, zapach i aromat. Fermentacja powoduje, że wydzielają się naturalne drożdże, które potem przystępują do pracy, wchodząc w reakcję z cukrem. Powstały w ten sposób płyn ściąga się znad osadów i poddaje procesowi destylacji. Powinien mieć dokładnie 51 procent zawartości alkoholu.
Potem można pić go w postaci czystej lub zabarwić: wiśnią, maliną, zielonym orzechem włoskim czy trawą żubrową. Doskonały!
Cały proces powstawania trunku, który trwa od dwóch tygodni do miesiąca, wymaga dużo cierpliwości i dokładności. Żeby powstał idealny "Czar Pustyni", trzeba ściśle przestrzegać receptury.
- Konieczna jest odpowiednia temperatura i wilgotność. Dawniej alkohol wytwarzało się w ziemiankach. Ziemia zachowuje temperaturę, szczególnie piasek pustynny. Dziś robi się to w pomieszczeniach gospodarczych - mówi Ryszard Kamionka ze Stowarzyszenia na rzecz Zrównoważonego Rozwoju Klucz i Lokalnej Grupy Działania "Nad Białą Przemszą", która podjęła pierwsze kroki, by spróbować zalegalizować trunek.
Wśród producentów bowiem ciągle panuje strach.
- Jeszcze za czasów socjalizmu ziemianki pochowane były na pustyni i w lasach. Chodziło się do nich różnymi trasami, żeby nie wydeptać ścieżki. Częste były wtedy bowiem naloty policji i przejęcia nielegalnie robionego trunku - mówi Kamionka. - Strach pozostał do dziś. Teoretycznie można wyrabiać alkohol na własny użytek, ale producenci i tak boją się do tego przyznać - dodaje.
A szkoda, bo "Czar Pustyni" to doskonała promocja regionu. - Prezentujemy go na różnych imprezach. Degustujący zachwalają jego smak, pytają, gdzie można to kupić. Niestety, producentom nie wolno go sprzedawać - wyjaśnia Kamionka.
Żeby można było legalnie produkować alkohol w Polsce, musi mieć akcyzę. Producenci podkreślają jednak, że nie jest łatwe jej uzyskanie, bo trzeba pokonać gąszcz przepisów. Mają nadzieję, że pojawią się jakieś ułatwienia w tej kwestii, kiedy wejdzie w życie przygotowywany obecnie projekt rozporządzenia w sprawie sprzedaży bezpośredniej.
- Tak jak w innych krajach, gdzie rolnik idzie do urzędu, rejestruje nalewkę, płaci i może ją sprzedawać - mówi jeden z bimbrowników.
Podobny problem dotyczy większości produktów lokalnych, których sprzedaż ciągle nie jest uregulowana. Robert Tracz z Osieka wykorzystuje "Czar Pustyni" do tworzenia nalewek. Choć jak podkreśla sam bimbru nie produkuje.
- Nalewki robione są w formie specyfików zdrowotnych. Lepiej użyć do tego zdrowego, naturalnego alkoholu niż kupnego spirytusu - podkreśla. Jego nalewki są regularnie wyróżniane podczas Małopolskich Festiwalów Smaku. Tracza doceniono też za ocet jabłkowy i śliwkowy, powidła, olejek dziurawcowy.
- Produkty lokalne to nasza tradycja i nasza kultura, którą możemy się pochwalić. Małe gospodarstwa mają do zaoferowania coś, co przetrwało wieki - podkreśla Tracz, który zainteresowanie ekologiczną żywnością i produktami leczniczymi odziedziczył po mamie i babci. - Niestety, ciągle musimy walczyć o byt z dużymi gospodarstwami produkującymi na masową skalę - zauważa.