Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czerwony dywan w Zakopanem. Znani aktorzy na premierze filmu o imprezie u Witkacego

Łukasz Bobek
Łukasz Bobek
Tomasz Kot (z lewej) i Wojciech Mecwaldowski na zakopiańskiej premierze filmu "Niebezpieczni dżentelmeni"
Tomasz Kot (z lewej) i Wojciech Mecwaldowski na zakopiańskiej premierze filmu "Niebezpieczni dżentelmeni" Łukasz Bobek
- Zakopane, 1914. Czterech artystów budzi się po szalonej, narkotycznej imprezie. Nie dość, że zamieszani w rewolucyjną intrygę, to jeszcze z trupem na kanapie. W awanturniczej, czarnej komedii, z tarapatów próbują się wykaraskać: Joseph Conrad, Stanisław Witkacy, Tadeusz Boy- Żeleński i Bronisław Malinowski - opisują krótko nowy obraz stworzony pod Giewontem jego twórcy. To główna historia nowego filmu „Niebezpieczni dżentelmeni”, który właśnie wszedł do kin. Jego zakopiańska premiera odbyła się w niedzielę. Na pokazie byli odtwórcy głównych ról.

Film w większości realizowany był w Zakopanem. Dlatego też w niedzielę wieczorem odbyła się jego zakopiańska premiera. Wzięli w niej udział główni bohaterowie – Tomasz Kot i Wojciech Mecwaldowski, a także reżyser filmu Maciej Kawalski. Premierowy pokaz odbył się w hotelu Grand Nosalowy Dwór.

Film „Niebezpieczni dżentelmeni” przenosi nas do czasów, gdy Zakopane słynęło z tego, że pojawiała się tam bohema artystyczna ówczesnej Polski. Artyści spotykali się, wspólnie bawili, a i pewnie rozwiązywali problemy. O jednej takiej imprezie, a potem o wynikłych z niej problemach opowiada filmy. Sceny do obrazu kręcone były w wielu miejscach w Zakopanem, a także w Tatrach. To m.in. Kasprowy Wierch, Jaskinia Mylna, Włosienica – jeśli chodzi o Tatry. Z kolei w Zakopanem zdjęcia realizowano w Willi pod Jedlami, czy na skwerze między gmachem głównym Muzeum Tatrzańskiego, a Dworcem Tatrzańskim, gdzie na potrzeby filmu stworzono scenerię dawnego Zakopanego.

W główne role wcielili się Marcin Dorociński, który zagrał Stanisława Ignacego Witkiewicza „Witkacego”, Tomasz Kot jako Tadeusz Boy-Żeleński, Wojciech Mecwaldowski jako antropolog Bronisław Malinowski i Andrzej Seweryn jako Joseph Conrad. W filmie pojawiają się także inne znane postaci z tamtych czasów – np. kompozytor Karol Szymanowski, Zofia Stryjeńska, Zofia Nakłowska, czy Józef Piłsudski i… Włodzimierz Lenin. Ten ostatni oczywiście kończy w więzieniu w Nowym Targu – tak jak to faktycznie było. Obraz jest pełen humoru, czy przedziwnych zwrotów akcji. Historia wielkiej imprezy nie jest oczywiście prawdziwa, ale może rozbawić.

- To było ciekawe i niesamowite wyzwanie. Zaręczam jednak, że w trakcie gry nie zażywaliśmy żadnej słynnej „zakopianiny” – mówi żartobliwie Wojciech Mecwaldowski. Dodaje jednak, że wyzwanie było ciekawe, bo aktorzy musieli zagrać bohaterów po imprezie, w czasie której zażyli pejotl (to znany ze swoich właściwości psychoaktywnych gatunek niewielkiego, pozbawionego kolców kaktusa. Tym specyfikiem w filmie Witkacy raczył swoich towarzyszy – przyp. red.). - Nikt z nas nigdy nie zażywał pejotl. Dlatego musieliśmy sobie wyobrazić, jak się można zachowywać po takim specyfiku. I myślę, że fajnie to wyszło – mówił aktor.

Aktor dodaje, że okres przed II wojną światowa to był najlepszy okres na imprezowanie w Zakopanem. - Gdy kręciliśmy ten film, była pandemia. Wtedy Zakopane było puste. To było dla nas bardzo dziwne i niewiarygodne. To nam też pomogło trochę przenieść się w czasie. Do tego scenografia była genialna, kostiumy, charakteryzacja – zaznacza Mecwaldowski. - To chyba były lepsze czasy, człowiek bardziej interesował się człowiekiem, a nie maszyną. Ludzie woleli kontakt międzyludzki, a nie elektroniczny. Wydaje mi się, że ludzie wtedy żyli, a my głównie mówimy o życiu.

Dla niego trudne było także wcielenie się w rolę antropologa Malinowskiego. Wiadomo bowiem, że taka postać istniała, ale nie ma żadnych materiałów, które pokazywałyby, jak on chodził, jak mówił.

Tomasz Kot zaznacza, że dla niego najtrudniejsze było zbalansowanie komedii sytuacyjnej z przedstawieniem mimo wszystko fragmentu prawdziwego Boya-Żeleńskiego.

Sam reżyser zaznacza, że pomysł na ten filmy zrodził się z wieloletniej pasji do Zakopanego. - I to nie chodzi tylko o geografię, ale i o historię, kulturę. Przez lata zgłębiałem listy i historie artystów, którzy do Zakopanego przyjeżdżali. Dla mnie było to niesamowicie inspirujące, że najwięksi twórcy spotykali się w Zakopanem, wspólnie się bawili, jeździli na nartach. Chciałem tych wielkich artystów przypomnieć, bo oni na to zasługują. Ale przypomnieć w taki bardziej popkulturowy, atrakcyjny sposób – mówi Maciej Kawalski.

I dodaje, że słynna „zakopianina” ukuta przez samego Witkacego jako stan umysłu, dała się we znaki twórcom filmu. - Bo przecież zdjęcia robiliśmy Tatrzańskim Parku Narodowym, a nie na jakieś hali filmowej, w willi pod Jedlami. Spędziliśmy tutaj kilka miesięcy. I to było faktycznie dla nas niesamowite doświadczenie, które wprowadziło nas w inny stan umysłu – mówi reżyser.

Reżyser filmu przyznał, że wcześniej odbyły się już premiery tego filmu, ale zaznaczył, że najważniejsza dla niego była właśnie ta pod Giewontem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska