Seks-biznes ruszył w 2007 r. po zamknięciu agencji towarzyskiej "Eden". 55-letni Jerzy P. postanowił zapełnić lukę na rynku usług seksualnych w Nowym Sączu. W swoim domu zatrudnił pięć dziewcząt z "Edenu". Pomagało mu trzech wspólników, którzy wcielili się w role barmanów i ochroniarzy. Przychodzili do pracy o godz. 21, a wychodzili około 4 nad ranem. Jak ustaliła prokuratura, za godzinę spędzoną z prostytutką klienci płacili od 150 do 200 zł. 40-80 zł z każdej transakcji trafiało do kieszeni Jerzego P.
Agencja przestała działać w lipcu 2011 r. Seks-biznes zamknięto, ponieważ tej formy zarobkowania nie akceptowała nowa partnerka życiowa 55-latka. Wiosną zeszłego roku Jerzego P. i trzech wspólników zatrzymało Centralne Biuro Śledcze.
Za czerpanie korzyści z nierządu groziło im do trzech lat więzienia. Sąd zgodził się na proponowany przez oskarżonych, a uzgodniony z prokuratorem, niższy wymiar kary, gdyż wszystkie prostytutki pracowały w agencji dobrowolnie. Nie stosowano wobec nich przemocy, za co stręczycielom groziłoby do 10 lat więzienia. Lokal, w którym przyjmowano klientów, był również wolny od narkotyków. Gdyby je tam podawano, konsekwencje byłyby znacznie poważniejsze.
Prócz kary więzienia, orzeczonej w zawieszeniu, każdy ze skazanych musi zapłacić po 7200 zł grzywny. Nakazano im też zwrot na rzecz Skarbu Państwa korzyści uzyskanej z prowadzenia nielegalnej działalności.
Ratujmy krakowskie mumie [GALERIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+