Czy to był twój debiut teatralny?
Nie, w tamtym roku byłem zwykłym żołnierzem. W tym chciałem już dostać jakąś ważniejszą rolę. W czasie pierwszych misteriów, w których uczestniczyłem, widziałem wzruszenie na twarzach widzów, w czasie biczowania, drogi krzyżowej i już na końcu, w czasie ukrzyżowania. Widzowie bardzo przeżywali spektakl, wielu z nich reagowało bardzo emocjonalnie, nawet płaczem. Bardzo chciałem uczestniczyć w tym spektaklu w tym roku.
Zagrałeś Piłata, czy to świadomy wybór?
Nie zastanawiałem się długo, gdy dostałem propozycję zagrania w spektaklu namiestnika Judei, Poncjusza Piłata. Rola wydawała mi się ciekawa i ważna. Gdy ją przyjmowałem, moja wiedza o tej postaci była niewielka. Tyle tylko, co pamiętałem z historii czy religii. Nie myślałem wtedy, czy pasuję do tej postaci. Taka refleksja przyszła później.
Przygotowywałeś się w jakiś specjalny sposób do roli?
Obejrzałem film „Pasja”, by spoglądając na grę zawodowych aktorów, zrozumieć, jak oni interpretują postacie z tej historii. Zastanawiałem się też, kim tak naprawdę był człowiek, w którego się wcieliłem, jakie były jego pobudki. By sobie wszystko poukładać, zajrzałem też do Ewangelii, w których opisywany jest sąd Piłata nad Jezusem. Przygotowanie do spektaklu i dodatkowe lektury utwierdziły mnie w przekonaniu, że Piłat nie był złym człowiekiem, ale słabym. On nie widział winy w Jezusie, a skazał go jednak na śmierć chyba ze strachu, albo po to, by przypodobać się tłumowi.
A czy Ty zachowałbyś się inaczej, czy potrafiłbyś się przeciwstawić tłumowi?
Wydaje mi się, że potrafię dobrze oceniać ludzi, jak to się mówi, potrafię ocenić książkę po okładce. Będąc na miejscu Piłata, chyba potrafiłbym przeciwstawić się i wypuściłbym Jezusa wolno. Oczywiście mnie teraz i tutaj łatwo tak mówić, ale sędzia powinien chyba wydawać wyroki zgodnie ze swoim sumieniem, a nie ulegać presji tłumu.
Rozmawiał Lech Klimek