- Z taką sytuacją do tej pory się nie spotkałem. Pewnie na niskich szczeblach rozgrywek się to zdarza, ale na poziomie III ligi, nie mówiąc o wyższych ligach, jesteśmy ewenementem - przyznaje Dariusz Pawlusiński.
Były piłkarz m.in. Cracovii (w latach 2005-2010) oraz Termaliki (2011-2014) w listopadzie skończy 38 lat. Dwa poprzednie sezony spędził w Rakowie Częstochowa.
- Skończyła mi się umowa i miałem w planach kończyć z grą. Nie ukrywam, że w tym wieku nie jest łatwo zejść do biegania za piłką po wioskach, tym bardziej że reakcje na trybunach są różne - opowiada strzelec 26 goli w ekstraklasie. A dziś zawodnik Unii Turza Śląska, beniaminka III ligi. - Inicjatorem sprowadzenia mnie do klubu był Jan Adamczyk, trener, z którym miałem jeszcze styczność w juniorach Odry Wodzisław.
Ale Dariusz do Unii nie przyszedł sam. W zespole pojawił się także Dawid Pawlusiński, rocznik 1997, wychowanek „Pasów”.
- Po rozmowach z Dawidem uznaliśmy, że chciałby i powinien trochę więcej grać. Cracovia nie umożliwiła mu tego, czy to w juniorach, czy w drużynie rezerwowej - mówi doświadczony zawodnik. - Zdecydowaliśmy więc, że Dawid pójdzie ze mną. Ale nie jest to łatwa sytuacja. Ludzie patrzą na niego przez pryzmat mojej osoby i jest mu przez to trudniej zaistnieć.
Konkretnie: chłopak, który w grudniu skończy 19 lat, musi rywalizować o skład z facetem mającym na koncie prawie 150 meczów w ekstraklasie, ostatnio grającym w II lidze.
- Występuję z boku boiska, Dawid też jest nominalnie bocznym pomocnikiem. Dlatego de facto musimy walczyć o miejsce na tej samej, prawej stronie. Łatwo mu pola nie oddaję, niestety, na razie jest zawodnikiem wchodzącym z ławki - przyznaje Dariusz.
Kwestia kolejna to nowe relacje, jakie musiały pojawić się w nowej sytuacji między piłkarzami Pawlusińskimi.
- Dawid był trochę zakłopotany, bo nie wiedział, jak się do mnie zwracać na boisku - opowiada jego ojciec. - Na co dzień mówi mi „tato”, ale obaj mieliśmy świadomość, że jak kibice usłyszą: „tato, podaj!”, „tato, strzelaj!”, to będzie śmiesznie. Ja też się z tym dziwnie czułem, dlatego powiedziałem, żeby na boisku mówił mi po imieniu. Dodam, że Dawid odziedziczył po mnie ksywę i tutaj to na niego mówią „Plastik” - uśmiecha się Dariusz Pawlusiński.
Do tej pory raz - 28 sierpnia w meczu z Olimpią Kowary - zdarzyło się, że tata i syn wyszli razem w podstawowym składzie. To był ten jedyny dotychczas raz, kiedy Dawid miał miejsce w jedenastce.
- Powtarzam: to nie jest łatwa sytuacja. Gdyby latem była możliwość umieszczenia Dawida w innym klubie, to do niej bym się skłaniał. Ale jak to się mówi: co nas nie zabije, to nas wzmocni - nie ukrywa Pawlusiński-senior. - Cieszę się z tego, że mam oko na Dawida. Kiedy grałem w Rakowie, on był w Krakowie sam i wiem z opowieści, że na treningach różnie bywało. Tutaj widzę, co robi i powiem tak: chce czy nie, musi zasuwać.
Gra w trzytysięcznej Turzy Śląskiej, leżącej pod Wodzisławiem, wiąże się z powrotem Pawlusińskich w rodzinne strony Dariusza. - Samochodem na stadion mam pięć minut - mówi piłkarz, wciąż posiadający też mieszkanie w Krakowie.
Unia to mały klub. Jego organizacja i skromne możliwości finansowe to coś nowego dla Pawlusińskiego po ponad 15 latach zawodowego grania w piłkę. - Celem jest utrzymanie w III lidze - przyznaje Dariusz.