Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego młodzi uciekają z kraju?

prof. Tadeusz Paleczny
fot. archiwum
Polacy, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii z zamiarem powrotu, oczekują przyjaznego państwa. A u nas za dużo jest państwa, a za mało nas w państwie. Do koniecznych zmian trzeba jednak sporo politycznej odwagi - mówi w rozmowie z nami socjolog prof. Tadeusz Paleczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W ostatnim roku liczba Polaków przebywających na emigracji wzrosła o 60 tysięcy i przekroczyła 2 miliony. Czy to świadczy o pogarszaniu się sytuacji ekonomicznej kraju?
Największa fala wyjazdów, głównie młodych rodaków, nastąpiła przed kilku laty. Czasowa emigracja miała być dla wielu sposobem przeczekania trudnych dla polskiej gospodarki lat. Od tamtej pory, kto chciał wyjechać, już wyjechał. Fakt, że liczba Polaków mieszkających za granicą rośnie, wynika z tego, że mniej jest powrotów do kraju niż wyjazdów. To kwestia zawiedzionych nadziei.

Bieda ich wygnała z Polski?
Bywało, że i bieda. Jednak obecni emigranci diametralnie różnią się od XIX-wiecznych, których przysłowiowa galicyjska bieda skłaniała do wyruszenia ze wsi - bez wykształcenia, bez znajomości języka - do Ameryki. Obecnie na wyjazd decydują się ludzie odważni, zdolni, przedsiębiorczy i zdeterminowani - najczęściej z wyższym wykształceniem bądź maturą.

Dlaczego wyjeżdżają?
Nie decyduje o tym polityka i nawet nie stan naszej gospodarki, ale chęć lepszego życia. Motywy wyjazdów są indywidualne: ktoś uważa, że tylko za granicą będzie mógł zrealizować swoje aspiracje, inny - jeśli na przykład w Londynie ma przyjaciół lub rodzinę - włącza się w "migrację łańcuchową". Nie jadą z zamiarem zostania na stałe. Myślą: jadę i zobaczę.

No i zostają, nawet w ogarniętej kryzysem Grecji. Dlaczego?
W Grecji, Hiszpanii czy Włoszech przebywają emigranci wcześniejszej daty, z czasów gdy na przykład gospodarka Grecji była na fali wznoszącej. Oni pojechali bez znajomości języka i pracują w sektorze usług domowych, gdzie stale trzeba rąk do pracy. Polacy, którzy masowo wyjeżdżali na Wyspy Brytyjskie i do Irlandii, mają po akcesji Polski do Unii Europejskiej prawo do legalnej pracy. Wielu wykonuje wyuczony zawód, awansuje i bardzo dobrze sobie radzi. Podczas wizyt w kraju znajdują odpowiedź na pytanie, czy wracać. Nie dalej niż w środę uczestniczyłem w obronie magistrantki, która bez wahań wraca do Szkocji, gdzie nie wie, co to kryzys i gdzie układa sobie życie. Znam mnóstwo podobnych przykładów.

Czy aby nie idealizujemy naszych emigrantów? Są wśród nich również ludzie z mizernym wykształceniem i cwaniacy liczący, że funty leżą na ulicy.
Zapewne - i niektórzy z nich wstydzą się wracać do kraju bez pieniędzy, gdyż to byłoby przyznaniem się do porażki. Jest też spora grupa korzystająca z osłon socjalnych, różnych stypendiów, ale nie ma w tym nic złego, że - jako obywatele Unii - zgodnie z prawem czerpią profity. Jeżeli dają, dlaczego nie brać?

Więcej jest zysków, czy strat związanych z emigracją?
Bolesny jest temat eurosierot pozostawianych przez rodziców pod opieką dziadków lub w domach dziecka. Jednak wyjazdy przynoszą więcej zysków - i to nie tylko o materialnych myślę. Wiele osób nauczyło się za granicą dobrej roboty i tę kulturę pracy, wracając, importuje do Polski. Wielu tych ludzi, szukając na Zachodzie szans, przeżyło szok kulturowy, ale również dużo się nauczyło. Pamiętajmy też, że w dobie łatwego przemieszczania się, dla części rodaków ojczyzną staje się Europa, bo Unia Europejska im sprzyja, a Polska niekoniecznie.

Cóż, dla wielu absolwentów wyższych uczelni rzeczywiście nie ma w kraju pracy. Czy to brak perspektyw życiowych wygania ich za granicę?
Jeśli człowiek z dwoma dyplomami i ze znajomością dwóch obcych języków widzi w pośredniaku oferty tylko dla ślusarzy, to ma prawo czuć się rozgoryczony. Jeżeli taki człowiek nie ma etatu, a z tego powodu również zdolności kredytowej, szuka jakiegoś rozwiązania. Najczęściej jest nim emigracja.

A co się dzieje ze środkami pozyskiwanymi z Unii na walkę z bezrobociem?

Teoretycznie są one kierowane do grup potrzebujących specjalnego wsparcia, na przykład kobiet, osób po pięćdziesiątce, czy upośledzonych ruchowo. Prowadziłem badania dotyczące pomocy społeczności romskiej. I co z nich wynikło? Tylko 4 procent pieniędzy z grantów trafiło do Romów. Dzięki tym środkom kilkanaście osób zostało asystentami w klasach, gdzie uczą się dzieci romskie. Na tym grancie zyskały głównie organizacje prowadzące szkolenia. Podejrzewam, że podobnie było z pieniędzmi na aktywizację zawodową innych grup.

Czyli pieniądze zostały stracone, a wielu nie pozostało nic, tylko wyjechać z kraju. Jakie mogą być społeczne skutki, jeśli ten wyjazd na krótko zmieni się w taki na zawsze?
To młodzi powinni zmieniać Polskę, tymczasem tych najzdolniejszych i najbardziej kreatywnych może zabraknąć. Już dziś 50 procent Polaków nie chodzi na wybory, a może ich być jeszcze więcej - z powodu wyjazdów, ale i zobojętnienia. Pozostaje jeszcze kwestia emerytur. To wcale nie strachy na Lachy, że jeśli młodzi będą opuszczali kraj, może zabraknąć pieniędzy na emerytury dla seniorów.

Co robić, by było lepiej?

Premierowi potrzebna jest odwaga do przeprowadzenia zmian. Nasze państwo jest państwem urzędniczym - aby cokolwiek przedsięwziąć należy zgromadzić wielką liczbę zaświadczeń, podczas gdy w innych krajach wystarczą oświadczenia. Ograniczenie biurokracji, a zarazem okazanie obywatelowi większego zaufania, pozwoliłoby zmniejszyć stan zatrudnienia urzędników o 100 tysięcy. Polacy, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii z zamiarem powrotu, oczekują przyjaznego i ufnego państwa. A u nas za dużo jest państwa, a za mało nas w państwie. Do tych koniecznych zmian trzeba jednak sporo politycznej odwagi.

A wierzy Pan Profesor w te zmiany?
Chciałbym. Jesteśmy społeczeństwem ludzi mądrych, przedsiębiorczych i powinniśmy działać na rzecz rozwoju i bogacenia się własnego kraju. Tych zmian Europa za nas nie zrobi.

Tymczasem mówił Pan o zyskach płynących właśnie z wyjazdów do pracy.

Uważam jednak, że ludzie nie powinni wyjeżdżać na stałe, a jeśli, to tylko nieliczni. Emigracja, jako coś trwałego, nie powinna dotyczyć obywateli europejskiego demokratycznego państwa. Mamy prawo żyć w wybranym kraju, ale smutne jest, gdy musimy, bo w Polsce brakuje satysfakcjonującej pracy. Mamy prawo przemieszczać się i podróżować po świecie, ale źle jeśli nie mamy dokąd i po co wracać.

Skoro jednak wielu młodych Polaków dobrze czuje się za granicą...
Nie sądzę, by byli tam szczęśliwi. Taki wyjazd niesie za sobą duże koszty. Większość zapewne wolałaby swe losy połączyć z krajem. Tak jak ich pradziadowie. Przypomnę, że gdy po I wojnie światowej Polacy wracali z emigracji z Ameryki, przywozili inne wzorce życia i pieniądze do zainwestowania w odrodzonej ojczyźnie. Stracili wszystko i znów wyjechali do Ameryki. Polska niemożność? Nie chciałbym, by podobne doświadczenie zawodu stało się udziałem naszych dzieci. Młodzi wykształceni Polacy będą skłonni wrócić, gdy działalność biznesowa okaże się w kraju łatwiejsza. Oni chętnie zapłacą podatki, gdy dobrze w Polsce zarobią. I z korzyścią dla wszystkich, trzeba im to ułatwić.

Rozmawiała Małgorzata Iskra

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska