https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Długa psia agonia w majestacie prawa

Andrzej Skórka
Potrącony przez samochód pies przeleżał tak w przydrożnym rowie kilka godzin
Potrącony przez samochód pies przeleżał tak w przydrożnym rowie kilka godzin archiwum prywatne
Konające zwierzę czekało godziny na pomoc. Ludzie oskarżają urzędników o znieczulicę.

Potrącony przez samochód pies przez kilka godzin dogorywał w przydrożnym rowie w Maszkienicach. Mieszkańcy przez kilka godzin próbowali sprowadzić dla niego pomoc. Dopiero wieczorem psa uśpił weterynarz skierowany wreszcie do wsi przez urzędnika. - Czy pies musiał się męczyć tak długo?
- pytają miejscowi.

Nie wiadomo kto potrącił psa. Okoliczni mieszkańcy twierdzą, że stało się to przedwczoraj, po godzinie 10 rano. Odrzucone do rowu zwierzę nie było w stanie poruszać się o własnych siłach. Ludzie chcieli pomóc. Dzwonili na policję i do gminy.

W podobnej sytuacji pomocy szukać można w Fundacji "Zmieńmy Świat" w Tarnowie. Jej statutowym celem jest działanie na rzecz humanitarnego traktowania zwierząt. Tel.: 0-502 683 982

W końcu urzędnik z pobliskiego Dębna przyjechał na miejsce. Ale w ślad za nim nie pojawiła się pomoc weterynaryjna. Pracownik gminy ustalił, kto jest właścicielką psa, rozmawiał ze staruszką i wrócił do innych obowiązków. - Możemy podejmować interwencję tylko gdy pies jest bezpański - tłumaczył wczoraj Grzegorz Brach, wójt gminy Dębno.

Taki argument irytuje Andrzeja Wołka. - Właścicielka psa to niedołężna staruszka, można było się domyślić, że nie poradzi sobie ze sprowadzeniem pomocy - mówi.
Sam o wszystkim dowiedział się po południu, kiedy przyjechał do Maszkienic, do swoich rodziców. Ci zrelacjonowali nieudane próby wezwania pomocy. Wtedy zatelefonował na policję. - Usłyszałem, że policjanci poinformowali już kogo trzeba i że nie są od ratowania psów, bo nie mają sprzętu - mówi.

Policja w Brzesku potwierdziła nam wczoraj, że miała z Maszkienic trzy zgłoszenia. - Za każdym razem powiadamialiśmy Urząd Gminy - mówi sierż. Ewelina Buda. Informacja o konającym psie dotarła nawet do Zarządu Dróg Powiatowych, a drogowcy zatelefonowali do wsi. Pytali, czy trzeba sprzątnąć martwe zwierzę. Żyjące ich nie interesowało.

Weterynarz pojawił się późnym popołudniem. Leszek Baran twierdzi, że problem zgłosił mu wtedy urzędnik z Dębna. - Pies miał przetrącony kręgosłup, bez szans na wyleczenie - mówi. Uśpił go za zgodą właścicielki.

Wołek, na co dzień nauczyciel, jest wstrząśnięty. - Tu nie chodziło o trzymanie się litery prawa, tylko
o aspekt moralny i wychowawczy - komentuje urzędnicze wyjaśnienia.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

m
matka
Patrze na to biedne zwierze i płaczę i serce mnie boli , jak mogliście dopuścić żeby biedny pies tak się męczył,ale właśnie tacy jesteście nieczuli na ludzką krzywdę a co dopiero na krzywdę naszych braci mniejszych.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska