Zdaniem Michała Sikory, rzecznika Tesco w Polsce, wypowiedź brytyjskiego dyrektora została wyrwana z kontekstu i dotyczyć miała jedynie zewnętrznego wyglądu sprzedawanych towarów. Według niego dostawcy zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii muszą spełniać odpowiednie wymagania. Rzecznik nie kryje jednak, że klienci w Polsce, Anglii czy w jakimkolwiek innym państwie mogą mieć różne oczekiwania co do wyglądu czy powtarzalności artykułów.
Okiem specjalisty
Czy to oznacza, że podczas robienia zakupów mamy mniejsze wymagania niż nasi zachodni sąsiedzi i zadowalamy się byle czym? - Polscy konsumenci są coraz bardziej świadomi tego, co jedzą - mówi dr hab. Robert Bęben z Katedry Marketingu Uniwersytetu Gdańskiego. - Czytamy etykiety, chociaż wciąż nie zawsze rozumiemy, jaki jest skład produktów, np. nie wiemy, co oznacza, że masło zostało wyprodukowane z tłuszczów roślinnych. Zdajemy sobie natomiast sprawę, że za jakość musimy zapłacić więcej. Szynka czy ser za dziewięć złotych za kilogram już nas nie zadowalają. Inną kwestią jest to, że nie każdego stać na droższe produkty.
Ekspert zauważa jednak, że różnicowanie towarów w zależności od rynków zbytu nie jest niczym nowym.
- Mają na to wpływ na przykład odmienne gusta klientów z różnych regionów. Niestety, w Europie Zachodniej faktycznie często jesteśmy postrzegani jako mniej wymagający, choć akurat w wypowiedzi brytyjskiego dyrektora Tesco nie doszukiwałbym się złośliwości względem Polaków - mówi dr Bęben.
I tak, na przykład, kilka lat temu rozpętała się dyskusja na temat jakości proszków do prania, jakie trafiają z Niemiec na polski rynek. Sami Niemcy przyznali, że jakość produktów sprzedawanych w Polsce jest niższa.
Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji zaznacza z kolei, że różnicowanie produktów nie leży w interesie marketów. Sieci powinny bowiem dbać o każdego klienta. - Różnice wynikać mogą z samych surowców wykorzystywanych podczas produkcji - tłumaczy Andrzej Faliński, dyrektor organizacji.
Innymi słowy, sery powstające na bazie mleka od polskich krów różnić mogą się smakiem od tych produkowanych za wielką wodą. - Wszystko jednak podlega ścisłej kontroli. Sieciom hipermarketów nie opłaca się podawanie nieprawdziwego składu towarów, które same wyprodukowały. Za wprowadzenie klienta w błąd grożą ogromne kary finansowe - mówi dalej Faliński.
Gdy nie jesteśmy zadowoleni z zakupów
Supermarkety, hipermarkety czy też dyskonty najczęściej umożliwiają zwrot towarów przemysłowych na ustalonych przez siebie zasadach i terminach (najczęściej od 7 do 30 dni od dnia zakupu). Jeżeli chodzi o produkty spożywcze, na reklamację raczej nie ma co liczyć. W naszym interesie leży, by przed dokonaniem zakupu dobrze przyjrzeć się owocom, warzywom czy mięsie, które wkładamy do koszyka. „Pełnowartościowa żywność nie podlega zwrotowi, chyba że inaczej się umówimy ze sprzedawcą. Dobrym rozwiązaniem jest uzyskanie od sprzedawcy potwierdzenia takiej możliwości, najlepiej na piśmie” - czytamy na oficjalnej stronie Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Gdańsku.
Po kontroli w Gdańsku
Inspekcja Handlowa przeprowadziła kontrolę w 8 placówkach oferujących artykuły rolno-spożywcze własnej produkcji. Wyniki są niepokojące!
Nieprawidłowości stwierdzono we wszystkich kontrolowanych placówkach. W wyniku badań zakwestionowano m. in. pierogi z mięsem, w składzie których producent deklarował oprócz mięsa wieprzowego mięso wołowe, a nie stwierdzono DNA mięsa wołowego, gołąbki z ryżem i mięsem wieprzowo-wołowym, gdzie stwierdzono obecność DNA pochodzące od kury, kotlety mielone wieprzowo-wołowe - nie stwierdzono obecności DNA mięsa wołowego.