1 listopada ubiegłego roku, w dzień Wszystkich Świętych na cmentarzu parafialnym w Dobrej ktoś zapalił dwa znicze - jeden w kolorze białym, a drugi w czerwonym. Zostały postawione nie na grobach, ale obok, w odległości pięciu metrów. Niektórych mieszkańców Dobrej odwiedzających groby bliskich zdziwił ten widok, a każdy zadawał sobie pytanie, dlaczego znicze płoną w miejscu, które w niczym nie przypomina nagrobka.
Był świadkiem rozstrzelania
Cmentarz parafialny w Dobrej, to jedna z najstarszych nekropolii w regionie. Pierwsi mieszkańcy zostali tu pochowani przeszło 120 lat temu. Zwykle można tutaj spotkać osoby przychodzące z tęsknoty, za tymi, których już nie ma.
Cmentarz odwiedza również Władysław Koza, który przychodzi tutaj z dwóch powodów: aby pomodlić się na grobie swoich rodziców, a także, aby zachować pamięć o dwóch nastoletnich Żydach rozstrzelanych w sierpniu 1942 roku.
- Przychodzę na ten cmentarz, aby upomnieć się o zachowanie ich pamięci i godności. Nikt tego nie zrobi, a ja chcę, żeby wszyscy wiedzieli, kto tutaj leży - mówi Władysław Koza.
Pan Władysław jest w Dobrej wszystkim znany. Przez ponad 30 lat był organistą w kościele parafialnym Matki Boskiej Szkaplerznej. Krzepki 90-latek dobrze pamięta dzień, w którym jego ojciec zmuszony był wykopać niewielki dół o głębokości 1,5 m . Był przeznaczony dla dwóch nastoletnich Żydów przetrzymywanych na posterunku policji w Dobrej.
- Płakali. Nie chcieli być rozstrzelani. Patrząc na wykopany dla nich dół klęczeli nad nim i głośno wołali o pomoc. Nikt im jednak nie mógł w tym momencie pomóc - pan Władysław wspomina tragiczne wydarzenia.
Egzekucja trwała krótko. Echo poniosło dźwięk rozlegających się w przestworzach dwóch strzałów.
- Miałem wtedy 13 lat. Do dziś słyszę, jak uszło życie z tych dwóch ciał. Umierając bardzo męczyli się w tym ciasnym dole - opowiada Władysław Koza.
Nie ma żadnych dokumentów
Władysława Koza jest jedynym żyjącym świadkiem tej tragicznej historii. Również wśród mieszkańców Dobrej panuje na ten temat zmowa milczenia.
W księgach parafialnych nie ma żadnych informacji. Pytany przez nas proboszcz parafii ks. Wojciech Sroka, nie chciał się wypowiadać, sugerując, że trzeba by było zweryfikować przywołane informacje i zasięgnąć opinii z innego źródła.
- Historię tę opowiedziałem poprzednim proboszczom parafii, ale nikt nie chciał się nią zająć. Nie wiem dlaczego - tłumaczy Władysław Koza.
Na archiwalnych nagraniach wideo została zarejestrowana rozmowa z Mosesem Aftergutem, który przed wojną mieszkał w Dobrej. Wraz ze swoją rodziną został stąd przewieziony do Mszany Dolnej, gdzie miał miał być rozstrzelany i pochowany we wspólnej mogile z innymi Żydami. Cudem udało mu się ujść z życiem z tej egzekucji. Będąc na grobie swojej rodziny w Mszanie Dolnej w 2017 roku opowiedział wątek tej tragicznej historii, którą teraz wspomina Władysław Koza.
Tematem ma się zająć Dariusz Popiela, sportowiec, olimpijczyk oraz pasjonat historii Żydów polskich. Będziemy do niego powracać.
Komantarze:
Łukasz Połomski Sądecki Sztetl
Historię tę znam tylko z opowiadań. Trudno jest ją zweryfikować, bo świadek wydarzeń jest tylko jeden. Śladu egzekucji nie znajdziemy w żadnych dokumentach czy archiwach. Jeżeli przytoczona historia by się potwierdziła, to tak naprawdę są dwa rozwiązania. Kości tych osób należałoby ekshsumować i przenieść na cmentarz żydowski. Można również miejsce to oznaczyć i oddać tym osobom należytą cześć i pamięć.
Adrian Cieślik historyk, Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie
Mieszkam w Dobrej. Tę historię znam z opowiadań. Trudno powiedzieć, czy jest ona prawdziwa, bo nie można jej zweryfikować. Jedno jest pewne. Pan Władysław na pewno by jej nie wymyślił. Jest szanowaną osobą, którą zna tutaj każdy z mieszkańców.
