Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Karol Wierzbicki: Chirurg musi być twardzielem, ale czasem trzeba też poryczeć

Anna Górska
Karol Wierzbicki: wybrał najcięższy kawałek chleba w medycynie: transplantologię. Nie żałuje
Karol Wierzbicki: wybrał najcięższy kawałek chleba w medycynie: transplantologię. Nie żałuje Andrzej Banaś
Wykonał wiele przeszczepów, ale wciąż przeżywa stres, gdy pobiera, a potem wszczepia serce. Karol Wierzbicki o swojej pracy opowiada Annie Górskiej.

Ma Pan jakieś swoje techniki antystresowe?
Muszę mieć?

Chirurg, który najpierw jedzie po serce, sam je pobiera, później przeszczepia, musi żyć w wiecznym stresie. Jak zatem radzi Pan sobie z nim?
Mam dwie pasje: narciarstwo i żeglarstwo.

To są sezonowe hobby. A po serca Pan jeździ przez cały rok.

Tak, przez cały rok, a więc pasje muszą się zazębiać.

A jak jest całkiem źle?

A jak jest całkiem źle, to piszę wiersze.

O czym?

O życiu. Ale raczej to życie pisze, a ja spisuję.

Chętnie bym przeczytała poezję doktora kardiochirurga...

Jak jestem "przy ścianie" to czasem recytuję, ale nie mówię, że to moje. Nie wiem, czy kiedykolwiek zajmę się publikacją tych wierszy. Ale wiem, że parę osób zbiera je. Coś przemyciłem też na wykładach.

Jest Pan wrażliwym człowiekiem?
Za bardzo. I nie tylko na pyłki.

A mówił Pan kiedyś, że chirurgowi nie wolno, że musi on być twardzielem.

Jak pobierałem serce od dwuletniego dziecka, to ze trzy dni ryczałem w łazience. Potem miałem pretensje do Pana Boga. A jeszcze później musiałem coś napisać, zapytać się Pana Boga, czy trochę Mu nie wstyd, że takie dwuletnie dziecko umiera przez głupi wypadek.

Protest?

Tak, ale potem jednak trzeba się zastanowić, kto ma rację. Bo zawsze jest tak, że ktoś umiera, a ktoś żyje, prawda? To dziecko uratowało życie innemu. A co mam odpowiedzieć, kiedy pacjent pyta: panie doktorze czekam na to, żeby ktoś umarł?

Ciężki kawał chleba Pan wybrał.

Najcięższy. Myślę, że gorszego kawałka niż transplantacja już nie ma.

To była świadoma decyzja?

Tak. Napalony byłem. Jak zobaczyłem pierwszy przeszczep, wiedziałem, że tylko tym chcę się zajmować w życiu.

Ale może był Pan młody, naiwny, nie zdawał sobie sprawy, że będzie ciężko?
Dalej jestem napalony. Przeszczepów już bym nie oddał.

Gotów jest zatem Pan dalej ryczeć w łazience?
To jest częścią tego świata. Widocznie tak musi być. Czasem trzeba też poryczeć, w takich łzach jest siła i nadzieja, że tej siły nigdy nie braknie.

Nie udaje Pan twardziela?

Nie wolno tego robić!

Dlaczego?
Jak się udaje twardziela, to nic nie wychodzi. W przeszczepach jest tak, że trzeba pomóc człowiekowi. Nie chodzi tylko o operację, odhaczenie "mamy kolejny przeszczep". Trzeba w pierwszej kolejności myśleć o człowieku. Wtedy się udaje.

Zdarza się, że nie udawało?
Kiedyś często się nie udawało.

A teraz?
Częściej się udaje. W tym roku zrobiliśmy cztery przeszczepy i wszystkie były udane. Wszyscy pacjenci żyją. Ostatni miał przeszczep kilka tygodni temu. Niedawno nie rozpoznałem tegorocznego pacjenta. Zupełnie inny człowiek. Patrzyłem na niego miesiąc, gdy czekał na serce w szpitalu. A gdy przyszedł do mnie po operacji, głupio się go pytam: czy pan jest do czy po przeszczepie. - Panie Karolu, ja tylko na kontrolę nowego serca - odpowiada.

Rozpoczął drugie życie.
Przychodzi pacjent, a wychodzi osoba zdrowa. Zmianę widać zwłaszcza u kobiet i facetów, którzy lubią dbać o siebie. Ubierają się w eleganckie białe koszule, żel we włosach. Chce się im żyć.

Ile ma Pan czasu na przewiezienie serca?

Od momentu, gdy zatrzymamy serce, do momentu, gdy zacznie bić już u nowego właściciela, nie powinno minąć więcej niż cztery godziny. Cztery godziny mam na wszystko: trzeba pojechać po serce, zatrzymać, wyciąć, przywieźć, wszczepić i uruchomić. Jeśli dawca był młody, to mamy trochę więcej czasu: do pięciu godzin. Dlatego tak ważni są dawcy lokalni. Niedawno pobierałem serce tysiąc metrów od sali operacyjnej i wszyscy koledzy mówili, że będzie dobrze. I było. Dla mnie pobranie jest najgorszą operacją. Mam ogromny stres, żeby wycinając serce niczego nie uszkodzić.

Jest to skomplikowana operacja?

Samo wycinanie to prosty etap. Czasem robię to sam, czasem ktoś mi asystuje. Obok koledzy wycinają nerki, wątrobę. Każdy robi swoje, czasem przeszkadzamy sobie, są to nerwowe momenty.

Najtrudniejszy moment dla chirurga podczas pobrania…

Muszę zdążyć zatrzymać serce. Serce po śmierci pacjenta bije automatycznie. Jest to też pewien fenomen: jeżeli serce samo z siebie się zatrzyma, to nie nadaje się do przeszczepu. Dlatego musimy podać do serca płyn kardioplegiczny, by zatrzymać bicie. Zakleszczamy aortę, w tym momencie już jest wbita igła do aorty wstępującej (odcinek aorty), właśnie wtedy podajemy zimny płyn kardioplegiczny, który idzie do aorty i poprzez naczynia wieńcowe dochodzi do serca. Wtedy serce zatrzymuje się w rozkurczu. Cały czas trzymam na nim rękę i sprawdzam, czy jest miękkie.

Co potem?

Jak zmiękło, to już czas wyciąć i schować serce do worka hermetycznie zamykanego z zimnym płynem.

Pędzi Pan z powrotem do Krakowa?
Uciekamy jak najszybciej można, nawet czasem nie mówimy innym lekarzom "do widzenia". Spieszy się nam tak, bowiem maksymalny czas niedokrwienia serca nie powinien przekraczać pięciu godzin. Czas niedokrwienia wątroby może być znacznie dłuższy, nerki niedokrwione mogą być nawet kilka dni. Serce nie może czekać.

Nie ma Pan wrażenia, że Pan cały czas się spóźnia?
Kiedyś obowiązywało nawet zarządzenie, żebyśmy windą nie jeździli.

Bo może się zaciąć?
Dokładnie. Nie można tracić ani minuty.
Pacjent w Krakowie w tym czasie jest już przygotowywany do przeszczepu?
Zanim przywożę serce do szpitala, operacja już się rozpoczyna. Posuwa się do tego momentu, żeby móc z niej zrezygnować w wypadku, że z nowym sercem coś będzie jednak nie tak.

Wparowuje Pan na salę z sercem…

Wypakowuję serce, chirurg, który zaczął operację, oglądnie je jeszcze raz, czy jest w porządku. Dopiero wtedy zaczynamy wycinać chore serce, a nowe czeka w miseczce aluminiowej.

O czym myśli Pan, kiedy trzyma serce?
Tylko o tym, by na podłogę nie upadło, bo nie ma drugiego.

Chore serce różni się od zdrowego?

Chore jest dwa razy większe od zdrowego, jego ściany grubieją. Jama lewej komory powinna mieć 5 cm. Pacjent, który czeka na przeszczep, ma 8-10-centymetrową komorę. Potem jest tak, że ściany cienieją.

Ciepłe czy zimne?

Zimne, bo serce do przeszczepu jest trzymane w temperaturze minus 8-10 st. C. Kiedyś trzymaliśmy jeszcze w niższych, ale okazało się, że nie jest to takie dobre. Jak serce jest bardziej schłodzone, potem trudniej je uruchomić.

Ile czasu macie na przeszczepienie serca?

Wszycie trwa około godzinę. Po odkleszczaniu aorty, krew zaczyna płynąć do nowego serca, no i wtedy, droga pani, czekamy. By serce zaczęło bić. Na odkleszczaniu aorty kończy się cała nauka, wiedza chirurgów.

Albo zacznie bić, albo nie?
Czasami mówimy "o k…". Zdarza się, że serce potrzebuje czasu, by się rozbujać.

Zmienia kolor?
Nie. Kiedyś były ostre odrzucenia, w książkach się pisało, że serce w takich sytuacjach miało kolor fioletowy. Ja tego nie widziałem. Ale teraz już nie zdarzają się takie odrzucenia. Badamy bowiem przed operacją poziom przeciwciał, które mogą spowodować odrzucenie. Podajemy chorym leki immunosupresyjne, są dość mocne, dlatego odrzucenia nie są tak dużym problemem.

To co jest dużym problemem?

Pacjenci czekający na przeszczep to są bardzo schorowani ludzie. Muszą przebywać cały czas w szpitalu. Mają oni chore nerki, wątrobę, cierpią na niedotlenienie mózgu. Jeżeli okres pooperacyjny u tych pacjentów będzie trudny, to dostaną dużą dawkę leków wspomagających pracę ich nowego serca. Te leki zaś uszkodzą nerki i wątrobę. Wtedy łatwo o infekcję, może dojść do sepsy. Dlatego tak ważne jest, by to serce dobrze zaczęło bić. Żeby ono ruszyło z kopyta.

No i znowu stres.
To jest najgorszy okres dla chirurga pobierającego serce. Bo to będzie jego wina, jeżeli to serce zacznie źle bić. Kiedyś profesor Antoni Dziatkowiak był obecny podczas przeszczepu serca. Ale ono nie chciało bić. Profesor wtedy mnie zapytał: Pan pobierał to serce? To ma pan teraz efekty.

Zaczęło bić?

Zaczęło, ale ile wtedy musiałem obiecać… Ale nie zawsze się udawało. Dużo było przeszczepów, ale też dużo chorych umierało. Jak jest źle, rozpaczam. Bardzo. Bywało, że pocieszała mnie rodzina pacjenta.
Teraz są lepsze wyniki, ale za to przeprowadza się znacznie mniej przeszczepów. Dlaczego?
No właśnie, jest pytanie: jeśli będzie więcej przeszczepów "na siłę", czy nie zacznie więcej umierać pacjentów? Bo tak by było.

Dlaczego?

Robimy ścisłą selekcję dawców. Niedawno na przykład został zgłoszony dawca, ale okazało się, że miał serce stłuczone. Ono biło i mogliśmy zrobić piąty przeszczep w Krakowie. Ale jakby się nie udało? Żaden ośrodek nie zaakceptował tego serca. Uważam, że albo pomagamy chorym, albo robimy przeszczepy.

Rozumiem, że Pan jest za pomaganiem?

Niestety tu trzeba wybierać: albo ilość, albo jakość. Wiem, że to co mówię, jest brutalne. Ale wolę prawdę. Nikt nie wie, czy pacjent doczeka lepszego serca czy nie. Ale czy to oznacza, że trzeba ryzykować i dać mu gorsze serce?

To się nazywa wybór między większym a mniejszym złem.
Ktoś kiedyś napisał: kto daje szanse, kto ją może zabrać, gdy patrzysz w lustro, tak łatwo się nabrać. Najgorsze co może być to jak jest zły dawca i zły biorca. Lekarz dostaje zgłoszenie: jest serce od schorowanego dawcy, który ma 60 lat. Akceptujemy dawców do lat 50 i co robić: brać serce czy nie brać od 60-latka?

Konsultujecie decyzje z innymi ośrodkami, które przeprowadzają transplantacje?
Oczywiście. Takich dylematów jest więcej: czy wziąć serce od człowieka znalezionego przez ratowników na ulicy? Nie wiemy jak długo jego serce było zatrzymane. Gdy 5 minut po reanimacji uruchomiło się, to OK., ale jak było zatrzymane już 20-30 minut temu? Z każdą minutą szanse na udany przeszczep i na to, że serce zacznie bić jak należy, zmniejszają się. Idealny dawca serca powinien być młody, mieć 30 lat i zdrowe serce. Takich nie jest wielu.

Nie wolno ryzykować?
Ktoś nam może zarzucić: tyle serc puściliście... Ale te serca po prostu nie mogły być wykorzystane. Jak serce nie zacznie bić, to człowiek nie żyje. Musimy trzymać się rygorystycznych zasad i wybierać takich dawców, żebyśmy byli prawie pewni, że będzie dobrze dla pacjenta. Nie mamy prawa ryzykować. Bo tak naprawdę ryzykuje pacjent.

Dlaczego rodziny tak niechętnie godzą się na pobranie narządów u zmarłych krewnych?
Śmierć bliskiego to szok. Rodzina ma bardzo mało czasu na podjęcie trudnej decyzji. W takiej sytuacji trzeba być altruistą.
Gdy umiera ktoś bliski, mamy poczucie krzywdy, pytamy: dlaczego on nie żyje. Człowiek chciałby kopnąć w niebo albo rzucić tam kamieniem. A tymczasem musi pomyśleć o kimś i zrozumieć, że ten ktoś czeka na serce. Nienawiść musi się zamienić w altruizm i to w kilka minut. To wielka sztuka. Ja doskonale rozumiem tę niechęć. Wydanie takiej zgody oznacza, że pogodziliśmy się z tym, że najbliższa osoba nie żyje.

Są chwile, gdy Pan marzy jednak o innej specjalizacji?
Już bym nie umiał niczym innym się zajmować.

Praca lekarza rodzinnego mimo wszystko jest spokojniejsza.
Pewnie tak. Gdyby mi zależało, to zmieniłbym cokolwiek. A ja brnę dalej. Dwa lata temu zdecydowałem, że będę robił drugą po kardiochirurgii, specjalizację z transplantologii. I zrobiłem. Bo chciałem, żeby ktoś był ze mnie bardzo dumny.

Dr Karol Wierzbicki

Kardiochirurg ze szpitala im. Jana Pawła II w Krakowie. jeden z najlepszych uczniów prof. Jerzego Sadowskiego. Lekarz od przeszczepów. Zaangażowany w transplantację narządów od czasów, gdy był studentem. Pierwszy raz obserwował jak wykonuje się przeszczep serca na zajęciach kółka kardiologicznego. Wtedy postanowił, że właśnie tym chce się zajmować. Waleczny typ. Gdyby nie Karol Wierzbicki, przeszczepów serca w Małopolsce byłoby jeszcze mniej. Odbiera telefony o każdej porze dnia i nocy. A jak trzeba, pędzi na drugi koniec Polski, jeśli tam jest serce dla pacjenta. Życzliwy i wrażliwy człowiek.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska