https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Drogę do Bielanki zabiera osuwisko

Halina Gajda
Coraz trudniej dojechać do Bielanki od strony Szymbarku. Osuwisko, które jest działa z gigantyczną siłą. Droga powoli zamienia się w rumowisko. I ile by pieniędzy tam nie włożył, bez kompleksowego rozwiązania, cały wysiłek idzie na marne

Urwisko głębokie na kilka metrów, oberwany korpus drogi, ruch wahadłowy - tak wygląda dzisiaj fragment drogi do Bielanki w Szymbarku. Co gorsza, nie ma za bardzo pomysłu, co z tym fantem zrobić. I to nie dlatego, że samorządowcy są opieszali, tylko z powodów - nazwijmy je - naturalnych, bowiem cała droga to jedno wielkie osuwisko. Działające z gigantyczną siłą.
- Ktoś opowiadał o studencie geologii, który przeprowadzał badania. Miał miernik laserowy, skalibrowany według naukowych wartości. Ponoć po trzech godzinach pracy i pomiarów zabrakło skali. Tak duże siły tam działają - opowiada starosta Mirosław Wędrychowicz.

Jeszcze nie było tak źle, ale majowe ulewy były jak dopalacz - brzeg oberwał się na tyle, że trzeba go było zabezpieczyć i po prostu wyłączyć z ruchu. Natura nie dała jednak za wygraną. Kolejne deszcze spowodowały kolejne osunięcia. Dzisiaj strach stanąć nad brzegiem, bo szczeliny w asfalcie są tak głębokie, że nie widać ich dna.
Na co dzień potoczek w dole można przekroczyć suchą stopą, ale trochę deszczu sprawia, że ma siłę buldożera - podcina brzeg jak brzytwa.
Drogę, a właściwie rumowisko, które z niej zostało, trzeba było przesunąć, bo poruszanie się po niej stało się po prostu niebezpieczne.
- Ta droga nigdy nie była gładka jak stół, zawsze trochę rzucało, ale teraz rzeczywiście dało do wiwatu - mówi napotkany na miejscu mężczyzna.

Przejazd jest systematycznie nadsypywany i utwardzany.
- Państwowy Instytut Geologiczny nie wyda raczej zgody na stabilizację tego osuwiska, trzeba szukać innych rozwiązań - mówi starosta.
Innych, znaczy długofalowych, ale tak czy owak trzeba znaleźć przynajmniej te doraźne, bo przecież za chwilę wieś zostanie odcięta od świata.
- Codziennie dowozimy dzieci do szkoły, nie wyobrażam sobie, że trzeba będzie jeździć przez Łosie - komentuje Ryszard Guzik, wójt gminy Gorlice.

Oba samorządy - starostwo i gmina - szukają więc wyjścia. Jakkolwiek to zabrzmi, każde pieniądze, które tam zostaną włożone, są dosłownie wyrzucaniem ich w błoto. Efekt wytrzyma nie więcej jak kilka miesięcy, góra dwa lata. Dowodów na to nie brakuje. Na tej samej drodze, kilkaset metrów dalej, po prawej stronie oberwała się część wzgórza. Ziemia, drzewa i krzaki zalegają teraz na części jezdni. Kierowcy przeklinają, ale nie ma mowy o uprzątnięciu zwałowiska, bo jest duże prawdopodobieństwo, że wtedy spadnie reszta i w ogóle nie będzie można jeździć.
- W przyszłym roku planujemy wykonanie takich zabezpieczeń, by ochronić przed przed podmywaniem i dalszym podcinaniem korpusu drogi - zapowiada starosta.

W grę wchodzi jeszcze próba osuszenia osuwiska przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. Oba samorządy zabezpieczają już pieniądze w przyszłorocznym budżecie.
Potrzebne będzie jakieś 600-800 tysięcy złotych.

Tak naprawdę kompleksowa byłaby budowa estakady. I to długiej na kilkaset metrów, poprowadzonej ponad terenem osuwiskowym. Koszt - lekko licząc kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Nie do udźwignięcia dla takich samorządów jak nasze.
Tutaj mści się brak ustawowych rozwiązań o tym, że takie przypadki jak osuwiska leczy się całościowo, nie częściowo. I to z rządowych, a nie samorządowych pieniędzy. Przecież gdyby zsumować wszystkie kwoty, które wydano tam dotychczas, powstałaby nie jedna taka estakada.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska