Ajenci boją się konkurencji sklepów usytuowanych koło szkoły, które mogą sprzedawać młodzieży czipsy bez ograniczeń. Dyrektorzy zaś będą odpowiedzialni za ofertę szkolnych sklepików. Dyrektor zazwyczaj nie jest dietetykiem, a mandat w razie kontroli sanepidu może wynosić 5 tysięcy złotych - nerwowość jest więc zrozumiała.
Mój syn natomiast, zwykły uczeń, już mi udowodnił, że dla młodych ludzi epokowa zmiana to bułka z masłem. Szedł w Krakowie ul. Karmelicką i poczuł głód. W sympatycznej piekarni kupił więc sobie kanapkę: pół bułki z pastą pomidorowo-paprykową. Cena: 4 zł 90 gr.
- I ty dałeś piątkę za pół bułki z pastą?! - zapytałem zszokowany. Tak, dał i nawet mu powieka nie drgnęła. Mnie, staremu centusiowi, nie mieściło się to w głowie. Piątkę za pół bułki? Aż zadzwoniłem do tej piekarni, żeby zgodnie z przodującą dewizą pedagogiczną "kochaj i kontroluj" sprawdzić, czy chłopak nie zmyśla. Okazało się, że wszystko się zgadza. Apetyczne kanapeczki, ładne i może nawet dobrze zbilansowane pod kątem dietetyczności, mają tam takie ceny. Najdroższa, z łososiem czy z kurczakiem, kosztuje 9 zł 95 gr.
Epokowa zmiana dotycząca sklepików szkolnych ma na celu ograniczenie dostępu uczniów do produktów zawierających składniki niezalecane dla rozwoju dzieci. Pomijając już białe pieczywo - a nawet i ono będzie w sklepikach szkolnych zakazane - wszystkie ulubione keczupy, majonezy czy słodycze pełne są składników niezalecanych.
- Dzieci będą się krzywić na te białe sery i szczypiorki. Nic nie sprzedam i jeszcze będę musiał sam to wszystko jeść - utyskują ajenci. Nie bez racji, bo produkty w szkolnych sklepikach będą musiały być świeże, więc wielomiesięczne terminy przydatności to już wspomnienie. A dzieci białego serka rzeczywiście jeść nie chcą.
Jak jednak świadczy przykład mojego młodzieńca (który amerykańskim żarciem również nie pogardzi)- na wolnym rynku można konkurować nie tylko przy pomocy ociekających tłuszczem frytek zalanych keczupem lub majonezem.
W ofercie wspomnianej piekarni, gdzie pożywiał się mój syn, oprócz bułki z pastą pomidorowo-paprykową, są bułki z pastą jajeczną, z jajkiem, z twarożkiem i rzodkiewką, z pomidorem. Piekarnia handluje tym towarem na wolnym rynku, trudnym przecież i bezlitosnym, bo krok dalej jest sklep z czipsami - i jakoś nie bankrutuje. Ma klientów i to zapewne nie wśród starców, bo stary centuś w życiu nie da takiej kasy za kanapkę.
Zatem - epokowa zmiana w dziedzinie obyczajów żywieniowych młodzieży jest możliwa. Tylko czy musi być taka droga? Miejmy nadzieję, że w szkolnych sklepikach wyjdzie taniej, bo przecież nawet te najbardziej wypasione płacą niższe czynsze niż piekarnia w centrum Krakowa. Spójrzmy więc na tę zmianę z optymizmem, bo jest nadzieja, że przyniesie dzieciom coś dobrego.