Dwa Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami - z Krakowa i Zakopanego, zarzucają mężczyźnie znęcanie się nad koniem. Z powodu postawy górala, sąd na posiedzeniu nie zdecydował się na umorzenie jego sprawy. Proces fiakra rozpocznie się więc w połowie listopada br. Oskarżonemu grozi do 2 lat więzienia. Jeśli zakopiański sąd uzna go za winnego, będzie to precedens dowodzący, że na szlaku w Tatrach zwierzętom dzieje się krzywda.
Wozak Władysław N. odpowiada za to, że w wakacje 2011 r. zmuszał konia Mekeja do pracy przy ciągnięciu zaprzęgu z turystami. Nie zwracał przy tym uwagi na to, że zwierzę miało zdeformowane stawy. Lekarka dopatrzyła się u niego tzw. niedźwiedziej łapy, czyli schorzenia polegającego na dużym zgięciu w stawie pęcinowym.
- Naszym zdaniem, uraz ten był tak poważny, że zwierzę cierpiało podczas chodzenia - mówi Beata Czerska z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Przypomina, że fiakier sam przyznał w trakcie przesłuchania w prokuraturze, że jego zwierzę nie nadawało się do pracy, ale mimo to zmuszał je do wysiłku w celach zarobkowych.
Władysław N. chciał warunkowego umorzenia sprawy, ale wczoraj zmienił zdanie. Za pośrednictwem adwokata przekazał, że odwołuje poprzednie przyznanie się do winy. Sprawą górala sąd zajmie się w listopadzie, wtedy bowiem będą przesłuchiwani świadkowie, których zeznania pozwolą ustalić, czy góral dręczył konia.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+