Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdyby na miejscu był defibrylator, 58-letni mężczyzna mógłby przeżyć

Halina Gajda
Halina Gajda
Halina Gajda
Gorliczanin nie miał szans, bo pomoc nie przyszła na czas. Ostrej niewydolności krążenia mogło zaradzić użycie defibrylatora. Niestety w Gorlicach mają je tylko strażacy w powiatowej komendzie.

Pierwsze pięć minut od zatrzymania akcji serca decyduje o czyimś być albo nie być. Potem dochodzi do nieodwracalnych zmian w mózgu - mówi z powagą lek. med. Tomasz Płatek.

Być może tych pięciu minut zabrało gorliczaninowi, który w minionym tygodniu upadł na chodnik przy ul. Michalusa. Dopiero po chwili podbiegła do niego przypadkowa osoba, która próbowała mu pomóc. I chwała jej za to, bo robiła, co mogła. To samo z policjantami i załogą karetki pogotowia. Mimo wysiłków nie udało im się uratować człowieka. Trudno jednak uwierzyć, że wcześniej nikt nie widział słaniającego się mężczyzny. W końcu to ruchliwa ulica w centrum dzielnicy…

- Nie ma gorszego, jak bezczynność - mówi Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach.

Wie, o czym mówi, bo strażacy niejednokrotnie są wzywani do wypadków.

- Nie można się bać. Myśleć: nie umiem, nie wiem i stać przyglądając się - apeluje. Zasady są proste: widzisz kogoś leżącego na ulicy, podejdź.

- Wystarczy położyć rękę na szyi, by sprawdzić, czy jest tętno - mówi dalej Tomasz Płatek. - Tak samo sprawdzamy oddech - przyjrzyjmy się uważnie, czy porusza się klatka piersiowa - dodaje.

I dodaje: najważniejszy jest masaż serca, żeby pompowało krew!

58-letni mężczyzna zmarł niedługo potem, jak upadł na chodniku przy ulicy Michalusa. Nie udało się go uratować, mimo iż z pomocą pospieszyła załoga patrolu policyjnego oraz karetki pogotowia. Wcześniej - przejeżdżająca tamtędy przypadkowa kobieta. Internauci na forach internetowych grzmią, że zanim wspomniana pospieszyła z pomocą, byli tacy, którzy obojętnie przeszli. Dotyczy to również przejeżdżających kierowców.

- To po prostu smutne - komentuje Andrzej Piecuch, gorliczanin. - To, że ktoś upadł, nie musi wcale oznaczać, że jest pijany. Powodów do zasłabnięcia są setki - dodaje.

Ze zmarłym znali się od lat.

Pierwsza pomoc to zawsze obowiązek
Do zdarzenia doszło w czwartkowym poranek, na ul. Michalusa, w pobliżu urzędu pracy. Z relacji świadków wynika, że mężczyzna upadł na chodnik, ale po chwili wstał, po czym przewrócił się ponownie. Gdy zrobił się rwetes, ktoś zadzwonił po pomoc.

- Patrol, który przyjechał na miejsce, przejął akcję reanimacyjną od przechodniów - relacjonuje Grzegorz Szczepanek, oficer prasowy KPP w Gorlicach.

Szybko na miejsce dotarła też załoga karetki pogotowia. Natychmiast podjęli już fachową akcję ratunkową. Mimo wysiłków mężczyzna zmarł. Dzisiaj nie ma sensu analizować, ile osób przeszło koło niego obojętnie. Ważniejsze, by uświadomić sobie, że w takich sytuacjach nie ma gorszego od nic nierobienia. Wiele wymagamy od służby - pogotowia, policji czy straży pożarnej, choć sporo zależy od nas samych. I nie trzeba się przy tym bać. - Podejść, spróbować ocenić stan: czy taka poszkodowana osoba oddycha, sprawdzić tętno - mówi Maria Boruch, pielęgniarka oddziałowa SOR.

Te, pozornie zwykłe czynności mogą uratować komuś życie.

Urządzenie na wagę życia - tylko gdzie ich szukać?

Kilka lat temu, w Polsce został uruchomiony program Ratuj z Sercem. Cel - propagowanie idei powszechnego dostępu do automatycznych defibrylatorów zewnętrznych i uświadamianie konieczności niesienia pierwszej pomocy. Powstała nawet mapa miejsc w kraju, w których takie urządzenia są dostępne. Gorlice są na niej niestety ciemnym punktem. Tymi profesjonalnymi dysponuje choćby szpital, ale brak jest takich, nazwijmy je prostych, które potrafi obsłużyć zwykły człowiek.

- Urządzenie jest tak zbudowane, że nie potrzeba żadnej fachowej wiedzy, umiejętności, by udzielić komuś pomocy. Samo podaje instrukcję, taką krok po kroku, co trzeba robić - mówi Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach.

Próżno ich szukać w urzędach, większości firm i przedsiębiorstw, w miejscach, gdzie jest dużo ludzi. Co więcej, nie ma w komendzie policji. Być może mundurowi czują się bezpieczni, bo za płotem, u strażaków jest dwa takie urządzenia. Koszt automatycznego defibrylatora to wedle cen ze sklepów internetowych, około czterech tysięcy złotych.

- Nikt nikogo nie oskarży za to, że źle udzielił pomocy. Poważne kary grożą natomiast za bierne przyglądanie się. Nawet gdy podczas mało wprawnego masażu połamiemy komuś żebra, to nic w porównaniu z narażeniem go na śmierć - podkreśla Surmacz.

Bezpieczne omdlenie przy boku burmistrza

O umiejętność udzielenia pierwszej pomocy pytam burmistrza Rafała Kuklę. - Oczywiście, że potrafię - mówi zdecydowanie. - I zdarzyło mi się, że takiej pomocy udzieliłem - dodaje. Przytacza historię, gdy jechał samochodem. - Na Strażackiej, na ulicę przewrócił się mężczyzna - opowiada. - Choć wokół byli ludzie, to nie działali - dodaje.

Mówi, że zatrzymał auto, tak by zablokować ruch i starał się pomóc poszkodowanemu do przyjazdu karetki.

Co do defibrylatorów:

- Nigdy wcześniej o tym nie myślałem, ale temat wart jest analizy - zapowiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska