Ten wyrok jest już prawomocny, ale nim zapadł, toczyły się trzy procesy w sprawie. Zajmował się nią nawet Sąd Najwyższy i uchylił jedno z prawomocnych już orzeczeń skazujących Roberta K.
Urodzona w 1932 r. Zofia K. przeżyła okupację i urodziła czterech synów. Mieszkała w Bukowinie Tatrzańskiej. Pod koniec życia chorowała i co pewien czas trafiała do szpitala. Lekarze alarmowali wtedy policję, że kobieta została pobita, że ma obrażenia brzucha, krwiaki, złamany obojczyk, wybity bark. Śledczy sprawdzali niepokojące sygnały, ale kobieta studziła ich zapał mówiąc: „Nikt się nade mną nie znęca. Pośliznęłam się na śliskiej podłodze. Mam kłopot z nadciśnieniem i od czasu do czasu tracę przytomność, upadam”. Jakoś nie dawano jej wiary.
Policjanci mieli na oku jej wnuczka Roberta i podejrzewali, że to on znęca się nad babcią, bije ją, powoduje obrażenia. Ona szczupła, niewysoka, on wielki chłop, 190 cm wzrostu, 110 kg wagi. Spędził kilkanaście lat w USA, ale po śmierci ojca wrócił do Bukowiny. Tu jego wychowaniem zajęła się babcia Zofia. Był wielokrotnie karany, za kratkami spędził z pięć lat. Babcia nie dała o nim powiedzieć złego słowa. Zaprzeczała, by wnuk ją bił. Anna T., pracownica socjalna z opieki społecznej, Robertowi K. wystawiała dobre świadectwo. - Zofia K. miała lekarstwa, Robert dbał o jej zdrowie, higienę, zmieniał pampersy, mył, opiekował się nią - nie kryła.
24 marca 2011 r. Robert o śmierci babki powiadomił służby medyczne. Lekarka stwierdziła zgon naturalny. Dalsza rodzina kobiety była przekonana, że góralka nie zeszła ze świata naturalnie. Prokurator zarządził wykonanie badania zwłok.
Wyniki sekcji stały się podstawą do aresztowania wnuka kobiety. Nie przyznał się do znęcania się nad babką i spowodowania uszkodzenia jej ciała, które skutkowały jej zgonem. Taki zarzut postawiła mu prokuratura w Zakopanem. Oparła się na opinii biegłego z Zakładu Medycyny Sądowej, który napisał, że kobieta w dniu śmierci 6-8 godzin przed zgonem doznała urazu w postaci złamania 5 żeber z lewej strony klatki piersiowej. Miała też stłuczoną wargę oraz rany grzbietu dłoni. Ponadto kilka tygodni wcześniej ktoś złamał jej 7 żeber po stronie prawej. Te wszystkie urazy skutkowały niewydolnością oddechową, zapaleniem płuc i śmiercią góralki. Musiała odczuwać ból, świadkowie widzieli, że z trudem oddychała.
Zofia K. cały majątek jeszcze w 2007 r. przepisała na Roberta.
- Jaki więc miałbym motyw, by pozbawiać ją życia. Przecież i tak wszystko miałem zapisane - pytał 40-letni Robert K. Biegły stwierdził u zmarłej urazy czynne i że była co najmniej dwa razy pobita. Jego zdaniem obrażenia na grzbietach rąk miały charakter obronny.
Proces Roberta K. przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu toczył się trzy razy. Ostatecznie sąd przyjął, że oskarżony nie znęcał się nad babką, ale dwukrotnie połamał jej żebra. Raz faktycznie Zofia K. spadłe ze schodów i złamała trzy żebra, ale odkryte podczas sekcji zwłok urazy nie były czynne, czyli zadane cudzą ręką. Sąd przyjął, że dokonał tego Robert K. Jaki miał motyw? Według ustaleń wiązał się z uciążliwa opieką nad babką. - Nikt mi w tym nie pomagał, wszyscy mnie zostawili z problemem - nie krył przed sądem. Inna wnuczka góralki zeznała, że Robert narzekał na nieprzespane noce, przebieranie pieluch, kłopoty z godzeniem pracy zawodowej z opieką nad babką. Wnuk nie miał lekko, bo musiał przebierać Zofię K., gdy załatwiała potrzeby fizjologiczne do pieluchy, mył ją, podawał lekarstwa i karmił. Zdaniem sądu oskarżony opiekował się Zofią K., ale to nie wyklucza spowodowania jej obrażeń w pod wpływem emocji. Impulsywny charakter Roberta K. nie był tajemnicą.
Teraz sąd zsumował wskazania Roberta K i podwyższył mu karę do 7 lat, jej odbywanie zakończy w 2024 r., bo część wyroku już odsiedział
