- Mieszkam tu już prawie cztery lata - mówi pani Maria z uśmiechem.- Urodziłam się w Gorlicach i tu wróciłam z Krakowa - dodaje.
Maria Boczek w 1939 roku skończyła w Gorlicach czteroletnie gimnazjum klasyczne, miała tak zwaną małą maturę. Wcześniej oczywiście chodziła do podstawówki, pierwsza klasa w tak zwanej bankówce, a potem do tej już nieistniejącej przy Rynku.
- Świetnie pamiętam księdza Świeykowskiego - opowiada. - A może nawet lepiej jego małpkę. Muszę się przyznać, że my dzieciaki przechodząc koło jego domu, bardzo często ją drażniliśmy, śmiejąc się głośno z jej reakcji. Biegała po pokoju a my patrzyliśmy ze śmiechem na nią - dodaje.
Po wojnie, w 1945 roku pani Maria przeniosła się do Krakowa. Tam skończyła liceum, a potem zdobyła zawód dietetyczki i gastronomika.
- Cztery lata pracowałam w szpitalu, jako dietetyczka - wspomina. - Potem już do końca, do emerytury, prowadziłam również dietetyczną restaurację, oczywiście w Krakowie. To był bardzo znany lokal, Dniepr. Przez wiele lat był oazą dla krakowskich „koników”, którzy pracowali tam niedaleko, koło Peweksu - dodaje.
Jej życie to nie tylko praca. Z wielkim zapałem oddawała się podróżom. Była w 17 krajach, gdzie poza zwiedzaniem, poznawała miejscową kuchnię.
- Z tych podróży przywiozłam jedną ważną lekcję - opowiada. - Najlepsza kuchnia na świecie, oczywiście moim zdaniem, to ta francuska. Choć tej naszej, polskiej też nic nie brakuje. Wszystko zależy też koniec końców od szefa kuchni. On kreuje jakość dań - dopowiada.
Mówiąc o kuchni, pani Maria z uśmiechem wraca do swojej gorlickiej młodości.
- Tu też były świetne restauracje - wspomina. - Pamiętam, budowę, a potem już działalność tej pana Kulczyckiego, przy 3 Maja. Nad nią był hotel. Pamiętam też, że ten wspaniały człowiek prowadził również letni lokal w parku miejskim i kasyno w budynku Sokoła - dopowiada.
Gdy w końcu Maria przeszła na emeryturę, nadal mieszkała w Krakowie. Do czasu.
- W Gorlicach, w tym domu, były dwie moje przyjaciółki - opowiada. - Światowej sławy psycholog i logopeda Zofia Kordyl i Maryla Michniewska. Trafiły tu po rekomendacji doktora Tomasika. Ja bardzo często z nimi rozmawiałam telefonicznie i to właśnie one mnie tak naprawdę namówiły do powrotu - relacjonuje.
Przyjaciółki pani Marii już odeszły, ale nie została sama. W Gorlicach mieszkają członkowie jej rodziny. Często odwiedzają ją też przyjaciele z Krakowa. DPS stał się dla niej prawdziwym, pełnym ciepła i spokoju domem.
- Z tym spokojem to nie jest tak do końca - mówi z uśmiechem Maria . - Tu ciągle coś się dzieje. Wyjścia do kina, do teatru. Są nawet potańcówki - podkreśla z radością.
Dla pani Marii bardzo ważni są też otaczający iż ludzie, nie pensjonariusze, ale personel.
- Cóż powiedzieć - zastanawia się. - Najprościej chyba że jestem bardzo zadowolona z opieki. My tu mamy nawet dwóch panów opiekunów, Kubusia i Lesia. O ciepłym uśmiechu pani Bernadetty nawet nie będę wspominać - dopowiada.
Zapytana o jakość kuchni, bo przecież jest, było nie było fachowcem, tylko się uśmiecha.
- Świetnie i jeszcze raz świetnie - podkreśla. - Dostosowana do naszych potrzeb i spełniająca wszystkie wymogi - dodaje.
Takie słowa nie są zaskoczeniem dla Ewy Chłandy, dyrektorki domu.
- Obecność mieszkańców nadaje sens naszej pracy - mówi z przekonaniem. - Skłania do głębszej refleksji nad życiem, uwrażliwia, uszlachetnia i wzbogaca naszą osobowość - dodaje.
Przy ulicy Sienkiewicza mieszka w tej chwili 90 osób, którymi opiekuje się 54-osobowy personel.
- To głównie kobiety - dopowiada pani dyrektor. - Jestem przekonana, że tworzą tu poczucie bezpieczeństwa i atmosfery rodzinnej, której naszym podopiecznym często tak bardzo brakuje - kończy.
FLESZ: PiS obiecuje: 500 plus na pierwsze dziecko, “13” dla emerytów
ZOBACZ KONIECZNIE
