https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gra się zgadzała, wynik już nie, czyli wnioski po meczu Wisły Kraków w Superpucharze. Kilka słów również o kibicach

Bartosz Karcz
Adam Jankowski
Wisła Kraków nie była faworytem meczu z Jagiellonią Białystok o Superpuchar i ostatecznie przegrała to spotkanie 0:1. Pokazała jednak, że potrafi grać jak równy z równym z czołowym zespołem w kraju. Zabrakło niewiele, by sprawić sensację i w czasie gdy „Biała Gwiazda” występuje zaledwie w I lidze, sięgnąć po kolejne trofeum. Czas na wnioski po meczu Wisły z Jagiellonią.

Bez kombinacji, czyli Wisła wyszła na galowo

Skład, jaki wystawił w Warszawie trener Wisły Mariusz Jop był zaskakujący. Bo jeśli ktoś spodziewał się, że szkoleniowiec trochę pomiesza wyjściową jedenastką, to dostał odpowiedź negatywną. Wisła wyszła na Stadionie Narodowym na galowo, w najmocniejszym zestawieniu, na jakie ją było tego dnia stać. Takim wyborem Mariusz Jop pokazał, że jego słowa o chęci zdobycia tego trofeum nie były tylko czczym gadaniem.

Sylwia Dąbrowa

Odważna taktyka. Wisła lubi grać z mocnymi

Ten mecz pokazał kolejny raz, że obecna Wisła dobrze czuje się w starciach z mocnymi rywalami, którzy nie nastawiają się tylko na obronę niską. Gdyby to był pojedynczy przypadek można być próbować obalać taką tezę, ale takich przykładów mamy przecież więcej. Tak było w minionym sezonie gdy wiślacy zdobywali Puchar Polski. Tak było również w europejskich pucharach w kilku przynajmniej meczach. Tak jest też w sezonie I-ligowym, gdy generalnie Wiśle lepiej gra się z tymi mocniejszymi drużynami tego szczebla. I tak było też w Warszawie w środowy wieczór. Jeśli czymś można było być zaskoczonym, to faktem, że nie było widać różnicy w poziomie gry obu drużyn w starciu I-ligowca z mistrzem Polski, a nawet ta pierwsza długimi fragmentami wyglądała po prostu lepiej.

Narzucić swój styl Jagiellonii to jednak był wyczyn

Po meczu trener Jagiellonii Adrian Siemieniec był pytany czy jego pomysłem na to spotkanie było oddanie piłki Wiśle, żeby po przejęciu ruszać do szybkiego ataku? Trener mistrzów Polski mógł w tym momencie - tak jak pewnie zrobiłoby wielu - z poważną miną powiedzieć, że tak właśnie było, ale on wybrał szczerość, za co należą się mu brawa. Przyznał bowiem, że Jagiellonia zawsze chce mieć piłkę, a skoro jej w tym meczu długimi fragmentami nie miała, to zasługa Wisły, że taki obraz gry wykreowała. I za to podopiecznym Mariusza Jopa należą się brawa, bo to jednak wyczyn tak zagrać z mistrzem Polski.

Sylwia Dąbrowa

Zastąpienie Angela Rodado jest możliwe

Mecz z Jagiellonią Białystok pokazał, że Wisła może mieć alternatywę dla kontuzjowanego Angela Rodado, przynajmniej na krótką metę. Z naprawdę dobrej strony na pozycji „dziesięć” pokazał się Olivier Sukiennicki. Pewnie, że to nie był jeszcze występ idealny, bo kilka razy mógł dokonywać szybszych i lepszych wyborów, ale też swoboda z jaką np. uwalniał się od rywali, musiała imponować. Szkoda, że Sukiennicki nie będzie mógł teraz zagrać z Wartą Poznań z powodu kartek, bo bardzo by się tym meczu przydał. A co do Angela Rodado, to zapytaliśmy Hiszpana o jego zdrowie już po meczu w Warszawie. Odpowiedział, że z każdym dniem z jego barkiem jest lepiej. Niejako na potwierdzenie tych słów jest fakt, że nie nosi on już ręki na temblaku. Czy to oznacza, że uniknie operacji i szybko wróci do gry? Nie będziemy spekulować, poczekajmy, ale być może warto być jednak choć trochę większym optymistą w tym zakresie niż jeszcze kilka dni temu.

Brak skuteczności to nie był problem tylko tego meczu

Było trochę pochwał, czas na wytknięcie mankamentów. Bo jeśli trener Jagiellonii Adrian Siemieniec mógł powiedzieć po meczu, że finałów się nie rozgrywa, tylko je wygrywa, to m.in. dlatego, że Wisła zagrała nieskutecznie. A że jest to już w jej ostatnich meczach pewnego rodzaju prawidłowość, to oznacza, że w klubie muszą się nad tym mocniej pochylić. Bo w środę znów nie można było powiedzieć, żeby Wisła swoich szans nie miała. Miała ich, jak na mecz z mistrzem Polski, bardzo dużo. Tylko znów nie potrafiła wykorzystać swoich momentów. I oczywiście możemy powiedzieć, że znów nieskutecznością raził Łukasz Zwoliński, ale to byłoby zbyt duże uproszczenie sprawy. Bo jeśli ktoś będzie cały problem sprowadzał do kontuzji Angela Rodado i braku goli „Zwolaka”, to daleko ten zespół nie zajedzie. Tutaj odpowiedzialność za strzelanie bramek musi wziąć większe grono ofensywnych piłkarzy i to najlepiej już od meczu z Wartą Poznań.

Adam Jankowski

Wiktor Biedrzycki, czyli cichy bohater tego spotkania

Chwalono po tym meczu Oliviera Sukiennickiego, jeszcze kilku innych zawodników, a my wspomnimy o takim trochę cichym bohaterze, czyli Wiktorze Biedrzyckim. Celowo, bo to przecież piłkarz, który na różnych etapach sezonu zbierał wiele krytyki. Często zasłużonej oczywiście, ale skoro teraz zaczął grać na miarę oczekiwań, to uczciwość nakazuje również tę zwyżkę formy „Biedry” dostrzec i docenić. A w środę zagrał on naprawdę bardzo dobrze spotkanie i to na tle mistrza Polski.

Szybka regeneracja i wygrana z Wartą Poznań to obowiązek

Wisła nie ma dużo czasu na odpoczynek po meczu o Superpuchar. Meczów w Warszawie i Grodzisku Wlkp. nie będą dzielić nawet 72 godziny. Miejsca na wymówki jednak nie będzie. Kibice doceniają w komentarzach wysiłek i styl gry w meczu o Superpuchar, ale to wszystko szybko zostanie zapomniane, jeśli Wisła nie wygra w sobotę w Grodzisku Wlkp. z Wartą. Bo wygrana i rewanż za jesienną porażkę z „Zielonymi” jest po prostu dla Wisły w tym momencie obowiązkiem, jeśli chce umocnić swoją pozycję w walce o ekstraklasę.

Adam Jankowski

Kibice Wisły dopisali. To nie ich wina, że ten Superpuchar tak wyglądał

Starcie o Superpuchar zgromadziło najmniejszą liczbę widzów na Stadionie Narodowym na meczu piłkarskim, odkąd ten obiekt został otwarty. Rzeczywiście, liczba nieco ponad 10 tysięcy kibiców na trybunach nie powala, ale zrzucanie odpowiedzialności w tym akurat miejscu na Polski Związek Piłki Nożnej czy nawet, jak robią to niektórzy - o zgrozo! - dziennikarze na Wisłę jest jakimś totalnym absurdem. Popatrzmy bowiem na fakty. A one są takie, że mecz mógł być rozegrany w Białymstoku. Mógł być dla Jagiellonii świętem. Mógł być, ale tylko i wyłącznie z racji wyborów władz tego klubu, drużyna Adriana Siemieńca została pozbawiona wsparcia liczniejszego grona kibiców, bo trochę z Białegostoku jednak i tak ich przyjechało. Legitymizowanie przez kogokolwiek bandyckich układów, które najpierw przyczyniły się do przeniesienia meczu do Warszawy, a następnie do tego, że kibice z Białegostoku to spotkanie w większości zbojkotowali, jest tak wielopoziomowym absurdem, że trudno to nawet komentować. I tylko dziwić się można, że niektórzy przedstawiciele mediów wciąż opowiadają z poważnymi minami o tym, jak to Wisła jest stygmatyzowana, bo nie przystąpiła do legendarnego już paktu. I że gdyby tylko to zrobiła, to problem by się rozwiązał. Naprawdę? Czy osoby, które powtarzają te banialuki w mediach słyszą, o czym mówią?

Fakty są takie, że kibice Wisły zrobili w środę coś najlepszego, co każdy kibic, który kocha swój klub, zrobić powinien. Wybrali się po prostu na mecz, przygotowali efektowną oprawę, a później dopingowali swoich piłkarzy z całych sił. A na końcu docenili, że ci - choć przegrali - to zagrali ambitnie. Kibice Wisły na tym meczu zatem dopisali. Fani rywala postanowili natomiast odpuścić sobie spotkanie, w którym ich klub zdobył raptem czwarte trofeum w swojej historii… I niech każdy przez moment się zastanowi, która z tych postaw jest normalniejsza w cywilizowanym świecie nie tylko futbolu…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska