Właśnie ukazała się książka Grażyny Szapołowskiej - "Ścigając pamięć". To właściwie autobiografia, choć tak naprawdę aktorka najwięcej miejsca poświęca w niej swej mamie, która zmarła niedawno w wieku 91 lat. Opiekując się nią, Szapołowska wiele czasu spędziła w szpitalu i w hospicjum. Wolne chwile między rozmowami z odchodzącą matką wykorzystała na spisywanie swych refleksji i wspomnień.
Aktorka bez teatru
Tak naprawdę aktorka miała sporo czasu na pisanie, ponieważ... została zwolniona z Teatru Narodowego. Dwa lata temu o sprawie trąbiły wszystkie media. Szapołowska zgodziła się wtedy być jurorką w telewizyjnym programie "Bitwa na głosy". Ponieważ rejestracja programu kolidowała ze spektaklem w teatrze, poprosiła z miesięcznym wyprzedzeniem o jego przeniesienie lub wyznaczenie dublerki. Nie uzyskała jednak zgody. Mimo tego na przedstawieniu się nie pojawiła. Kiedy przyszła do teatru, jego dyrektor, Jan Englert, wręczył jej zwolnienie.
- Los odebrał mi teatr, ale mam nadzieję, że nie na długo. Całe moje życie jest takim teatrem. Film zresztą też jest rodzajem teatru, tylko że w teatrze aktor czuje się spokojniej, ma poczucie stabilizacji i komfort spokojnego tworzenia roli. Film zaś to natychmiastowa, błyskawiczna improwizacja - wyznała Vivie.
Co ciekawe - Szapołowska przekazała całe swoje honorarium za udział w programie "Bitwa na głosy" na cele charytatywne. Choć sama nie mówiła, o jaką kwotę chodziło, plotkowało się, że mogło to być nawet 150 tysięcy złotych.
- Przez wiele tygodni obserwowałam tych wszystkich młodych ludzi i ich niesamowite zaangażowanie, z jakim walczyli o piękny cel. Może moja decyzja sprawi, że dłużej będziemy pamiętać o tym, co jest tak naprawdę istotne w życiu i o tym, jak wielu ludzi potrzebuje naszej pomocy - poinformowała Fakt.
Białe włosy do pasa
Grażyna Szapołowska urodziła się w Bydgoszczy, a potem przez siedem lat mieszkała w Toruniu. Już w liceum postanowiła zostać aktorką. I udało jej się - w wieku dziewiętnastu lat zadebiutowała w Teatrze Dolnośląskim w spektaklu pantomimicznym według "Legendy" Wyspiańskiego.
- Pojechałam nocnym pociągiem i czekałam, aż rano otworzą teatr. Poszłam do dyrektora i powiedziałam, że chcę występować. A on był tak cudownym człowiekiem, że zapytał, czy mam gdzie spać. Nie miałam, więc dał mi mieszkanie teatralne, pokój z łazienką. Byłam wtedy za duża, za gruba, za biuściasta. Ale nauczyłam się wiele, jeśli chodzi o gest, ruch, ich znaczenie w teatrze i filmie - wspomina w Pani.
Szapołowska nie zaniedbała jednak nauki. Zdała potem na warszawską PWST, gdzie jej profesorami byli Andrzej Łapicki i Tadeusz Łomnicki. Prawdziwą lekcję aktorstwa odebrała jednak dopiero w Teatrze Narodowym, bo trafiła tam od razu na ekscentrycznego Adama Hanuszkiewicza.
- Byłam wtedy świeżo po szkole teatralnej, wszyscy już mieli etaty, tylko ja nie. Prawdę mówiąc niepokoiło mnie to. Pięknie ubrałam się na czarno, rozpuściłam białe włosy i zapukałam do jego drzwi. Hanuszkiewicz jadł obiad, przerwał, spojrzał na mnie: "Czy pani wie, że ładnym kobietom w teatrze jest bardzo ciężko? Czy wiesz, jak dużo będziesz musiała pracować? Ale ja ciebie wielu rzeczy nauczę". I mnie przyjął - wspomina w Vivie.
W teatrze i w filmie zaczęła grać w 1977 roku, a już rok później urodziła córkę, Kasię, która dzisiaj jest reżyserką filmową. Mimo posiadania małego dziecka, Grażyna Szapołowska nie dała się udomowić.
W rosyjskich sobolach
Prawdziwą gwiazdą stała się w latach 80. dzięki dwóm filmom - "Wielkiemu Szu" i "Latom dwudziestym, latom trzydziestym". W obu śmiało obnażyła swe wdzięki. I kiedy jej nagie ciało pojawiało się na ekranie, widzowie, szczególnie płci męskiej, byli zachwyceni. Właściwie od tego zaczęła - bo rozebrała się już do swej pierwszej roli w filmie "Zapach ziemi".
- Na początku było mi trudno. Było onieśmielenie, niewiadoma, jak zareaguje filmowy partner. Ja przeważnie żartowałam, ale ze strachu. Kosztowało mnie to dużo zdrowia i nerwów. Zastanawiałam się, jak to odbierze rodzina, publiczność, czy nie przesadzam - wyznała Super Expressowi.
Artystycznymi sukcesami okazały się w tamtym czasie także kolejne filmy z udziałem Szapołowskiej - opowiadające o miłości lesbijskiej węgierskie "Inne spojrzenie" oraz słynny "Krótki film o miłości" w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego.
Szapołowska jest chyba jedyną polską aktorką, która żyła jak prawdziwa gwiazda kina. W czasach Peerelu rozbijała się po Warszawie lśniącym jaguarem. Ubierała się w futra z rosyjskich soboli i nosiła drogie brylanty. Mieszkała w kilku miejscach poza granicami Polski - w Budapeszcie, Rzymie i Los Angeles.
- Rzeczywiście opowiadano, że jestem tak bogata, że jeżdżę jaguarem - to był stary, dwudziestoparoletni samochód. Dostałam go prawie za darmo od przyjaciół ze Szwajcarii, ponieważ swój samochód musiałam sprzedać, żeby opłacać czynsz... Ale zawsze trzymałam fason - śmieje się.
Nie miała jednak zbyt wiele szczęścia w miłości. Była trzykrotnie zamężna. Mówiono o niej, że łamie męskie serca, ale tak naprawdę to podobno mężczyźni zostawiali ją dla innych kobiet. W końcu trafiła na swojego - i od kilkunastu lat jest w szczęśliwym związku z francuskim biznesmenem, Erykiem Stępniewskim. Kiedyś babcia powiedziała jej: "Dopiero jak będziesz starsza, zobaczysz, czym jest prawdziwa miłość, jaki ma smak".
- Widzę, że to piękna prawda. Na miłość potrzeba czasu, pokory, ale też szczypty niecierpliwości i tajemnicy. Z biegiem lat staje się inna, bardziej cierpliwa - powiedziała Gali.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+