W tym chłopaku po prostu kości nie ma. Siły ciężkości, grawitacja działają na niego łaskawiej niż na nas wszystkich. Swoimi wygibasami zachwyca i zadziwia przechodniów. Zdaniem Grzegorza Pabisa, nie ma złego miejsca na taniec, a najlepsze jest to, gdzie jest publiczność, choćby na osiedlowym chodniku. To, co robi, nazywa się poppingiem. Ten uliczny taniec polega na szybkim spinaniu i rozluźnianiu mięśni w rytm muzyki w połączeniu z różnymi pozami i ruchami.
- To styl, który powstał w latach 70. ubiegłego wieku w Ameryce - mówi 23-letni tancerz z Gorlic.
Grzegorz zaczął tańczyć tak na poważnie, kiedy miał 19 lat.
- Wcześniej zdarzało mi się, że po prostu dla zabawy naśladowałem ruchy choćby bohaterów filmowych, ale nie myślałem oczywiście, że to taniec, bardziej chodziło o rozbawienie kolegów czy koleżanek.
Pierwszy publiczny występ zaliczył w roku 2013 na scenie Gorlickiego Centrum Kultury. Potem poszło z górki.
- Gdy pierwszy raz wystartowałem w naszym lokalnym konkursie Mam Talent, zająłem drugie miejsce - mówi.
Przygotowania do tego startu w konkursie trwały cztery miesiące. W tym czasie, jak mówi, budował sobie bazę ruchów. Nigdy nie pobierał żadnych lekcji tańca, wszystkiego uczył się, podpatrując tancerzy w internecie.
- Te podstawowe ruchy, formy są wspólne dla wszystkich, którzy uprawiają ten gatunek - relacjonuje. - Gdy wchodzi się na scenę, to mniej więcej wiadomo, co będzie się działo. Cały jednak efekt to w dużej mierze improwizacja.
Kolejny start to już było zwycięstwo. W pobitym polu zostawił sporą grupę innych utalentowanych młodych ludzi.
Grzegorz stwierdza, że jego taniec najlepiej porównać do muzycznych improwizacji. Jest jakaś melodia, rytm i na tym podkładzie muzyk solista prezentuje swoją wirtuozerię.
Popping skupia się wokół szybkiego napięcia i rozluźniania mięśni, co tworzy efekt szarpnięcia na ciele poppera. Koncentruje się na specjalnych partiach ciała: rękach, nogach, klatce piersiowej.
- Mnie najbardziej pociąga coś, co nazywamy animacją, czyli naśladowanie bohaterów filmów. Wygląda to jak efekt poklatkowy albo tak, jak wyglądają ludzie w świetle lamp stroboskopowych - tłumaczy. - Moje ciało to właśnie gryf i struny instrumentu. Taniec to szalona improwizacja ujęta w ramy utworu. To właśnie muzyka determinuje wszystko, co pokazuję na scenie - dodaje.
Grzegorz chciałby kiedyś tańczyć zawodowo.
- W stylu, który wykonuję, nie ma w Polsce zbyt wielkiej konkurencji, może więc się uda - zaznacza.
Wystartował w castingu do programu TVN „Mam Talent”. Może to będzie jakaś trampolina do kariery - mówi Grzegorz.
W tym, co robi Grzegorz, bardzo wspiera go rodzeństwo. Ma czterech braci i siostrę, wszyscy trzymają za niego kciuki. - Rodzice patrzą na moje tańczenie bardziej sceptycznie - opowiada. - Pewnie chcieliby, żebym zajął się jakąś konkretną pracą, ale dla mnie właśnie taniec jest tym najbardziej konkretnym elementem świata, jaki mnie pochłania.