- To był dramatyczny widok - opowiada Zofia Wantuch, prezes fundacji Psystań z Gorlic. - Psy były na granicy śmierci, zagłodzone i zarobaczone, gdyby nie my to z całą pewnością już by nie żyły - dodaje.
Dramat w Nowicy
Do fundacji zgłosiła się turystka, która spędzała weekend w jednym z najpiękniejszych zakątków Beskidu. W cichej i spokojnej Nowicy.
Tam właśnie rozgrywał się równie cichy, jak okolica dramat psów. W jednym z gospodarstw niedaleko cerkwi na Przygłupie turystka odkryła kilka zwierząt, których stan wymagał natychmiastowej interwencji.
- Jak tylko dostaliśmy informację, natychmiast pojechaliśmy do Nowicy - opowiada Zofia Wantuch. - To, co tam zastaliśmy, to był obraz nędzy i rozpaczy - dodaje.
Na miejscu członkowie fundacji odebrali z małego gospodarstwa sześć zwierząt. Sukę w stanie zagrożenia życia. Zwierzę miało kacheksję, czyli między innymi brak mięśni, które uległy samostrawieniu w wyniku długotrwałego głodzenia. Razem z nią było czworo szczeniąt również ledwo żywe m.in. w wyniku poważnego zarobaczenia, które zabiło pozostałe pięcioro szczeniąt z miotu. Zabrano również wychudzonego samca.
- Odbiór zwierząt nastąpił za zrzeczeniem się psów przez właścicieli - relacjonuje Zofia Wantuch. - Wszystkie psy zostały natychmiast przetransportowane do weterynarza. Doktor Wojciech Wójcik powiedział nam, że pierwszy raz w życiu ma do czynienia z psem, będącym w tak tragicznym stanie.
Nowy dom to nadzieja
Przez tydzień trwała walka o życie zwierząt.
- Na szczęście, dzięki szybkiej interwencji lekarzy weterynarii oraz aplikowanym lekom, kroplówkom, pastom odżywczym, odpowiedniej karmie, udało się je uratować - dodaje Wantuch. - Trzy z nich są już we własnych, świetnych, sprawdzonych przez nas domach stałych - podkreśla z dumą.
Do nowego domu trafiła między innymi suka, której nadano imię Lukrecja. Teraz szczęśliwa żyje spokojnie w Brzesku, a nową właścicielką zwierzaka jest ta sama osoba, która zgłosiła jej ciężki los do fundacji.
Nowe domy mają też zabrany z gospodarstwa samiec i jedno ze szczeniąt.
Policja interweniuje
Zanim jeszcze w Nowicy zjawili się przedstawiciele fundacji, byli tam policjanci.
- To była nasza pierwsza tam interwencja dotycząca zwierząt - mówi Grzegorz Szczepanek, rzecznik prasowy KPP w Gorlicach. - Na miejscu okazało się, że faktycznie zwierzęta były wychudzone, ale miały w miskach karmę, właściwie nie było podstaw do jakichś działań - mówi.
Kilkanaście godzin po policjantach psami zajęła się fundacja.
- Przeglądam raporty i wynika z nich, że średnio w ciągu roku mamy jedno zawiadomienie o znęcaniu się nad zwierzętami - dodaje policjant. - Oczywiście bywa też tak, że dzielnicowi w czasie swojej normalnej pracy dostają też takie sygnały i wtedy zawsze podejmują interwencje - dodaje.
Kilka dni później do fundacji dotarła kolejna informacja o psie z Nowicy. Na nieogrodzonym terenie przy drodze znajduje się buda, a w niej agresywny pies.
Zwierzę wydeptało już teren pod samą budą, bo na więcej ruchu nie pozwalał mu prawdopodobnie zbyt krótki łańcuch. Po interwencji właściciel zweryfikował swoje podejście do zwierzęcia i ten biega już swobodnie wokół domu.
Inne spojrzenie na świat
Tragedia zwierząt w Nowicy teoretycznie rozgrywała się na oczach całej wsi.
- Nie wiem, czy to tak do końca męczenie, bo zależy, jak na to patrzeć. To jest biedna rodzina i czasem sami nie mają co zjeść - powiedziała nam, prosząc o anonimowość jedna z mieszkanek Nowicy. - To raczej nie było celowe, po prostu najpierw myśleli o sobie, a na końcu o piesku. Oczywiście zgadzam się, że powinni oddać go komuś, gdy sytuacja zagrażała życiu zwierzęcia - dodała.
Sołtys Nowicy, Piotr Michniak, twierdzi, że o sytuacji psów nic nie wiedział. Nie miał pojęcia, że były głodzone.