**
Czytaj także: Opozycja jednoczy siły, ale na jej wspólne listy wyborcze szanse są niewielkie**
„Zobowiązujemy się do wspólnego działania w obronie wolności i demokracji”; „będziemy wspólnie działać na rzecz równego traktowania i poszanowania praw człowieka”; „będziemy burzyć mury dzielące społeczeństwo i budować mosty dla wzajemnego porozumienia”; „nie pozwolimy na podkopywanie naszej obecności w strukturach europejskich”; „będziemy przeciwstawiać się próbom centralizacji państwa i ograniczania kompetencji samorządów” - takie zobowiązania zawiera „Deklaracja Krakowska”. Nie ma w niej jednak ani słowa o tym, jak te zobowiązania można zrealizować.
Prawdziwym sprawdzianem wspólnego celu będą najbliższe wybory samorządowe. I tu pojawia się pierwszy poważny problem. Wprawdzie wszyscy sygnatariusze deklaracji stawiają sobie za cel obronę Krakowa przed rządami PiS, ale zgody co do sposobu osiągnięcia tego celu jeszcze nie ma i może nigdy nie być. Nowoczesna chce np. przewietrzenia Krakowa, w domyśle - zakończenia rządów prezydenta Jacka Majchrowskiego, Platforma Obywatelska jest gotowa go poprzeć.
Jeszcze większy kłopot będzie ze stworzeniem wspólnych list wyborczych do Rady Miasta. W samej PO od lat są kłótnie o pierwsze miejsca na takich listach, a teraz chętnych na „jedynki” będzie jeszcze więcej, bo dojdą inne partie i komitety. O porozumienie będzie niezwykle trudno, o ile w ogóle będzie to możliwe. Najprawdopodobniej opozycja musi - tak jak PiS - przegrać kilka wyborów z rzędu, by prawdziwe jej zjednoczenie doszło do skutku.
Na samych słowach nie zbuduje się obozu, który może pokonać Zjednoczoną Prawicę, dowodzoną przez PiS. Deklaracja Krakowska to za mało.