Zaczynał w IV lidze, dziś jest gwiazdą Camp Nou
- Możesz sprzedawać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę - te słowa przy Łazienkowskiej w Warszawie odbijają się czkawką aż do dzisiaj, choć padły wiele lat temu, w 2008 roku. U progu kariery naszej gwiazdy wypowiedział je dyrektor sportowy Legii do ówczesnego prezesa Znicza Pruszków, przebierającego w ofertach za zdolnego snajpera. Dobiegający czterdziestki Arruabarrena, spodziewany zbawiciel Legii, jest dzisiaj piłkarskim emerytem bez znaczących sukcesów. A Lewandowski w jego Hiszpanii właśnie stał się liderem strzelców po debiutanckiej rundzie w Barcelonie.
Lewandowski zaczynał tak jak każdy z nas. Nie miał najlepszych butów, nie korzystał z boisk równych jak stół bilardowy, zafascynowany rywalizacją próbował również sił w innych dyscyplinach; siatkówce, koszykówce, judo. Marzył, planował, ale też zniechęcał się, spotkał z odrzuceniem, szybko stracił ojca i odniósł poważną kontuzję, która mogła przekreślić na zawsze jego karierę. A jednak mimo tych przeciwności losu RL9 wybił się i został najlepszą dziewiątką świata, wymienianą w jednym rzędzie z Messim czy Ronaldo.
To doskonały przykład, że gdy talent idzie w parze z ciężką pracą, gdy bliscy są oparciem, a woda sodowa nie uderza do głowy, to niemożliwe staje się możliwe. Ten mały Bobek z osiedla, zaczynający w czwartoligowej Delcie rzeczywiście został legendą reprezentacji Polski i Bayernu Monachium, jednym z najlepszych strzelców w historii Ligi Mistrzów, a teraz oklaskuje go słynne Camp Nou. - Robert nie chciał przyjąć do wiadomości, że historia taka jak jego nie może wydarzyć się w polskim futbolu. Ma obsesję strzelania goli - ocenia Paweł Wilkowicz, autor biograficznej książki "Nienasycony".
Kontuzja mogła przekreślić wszystko
Choć kariera Lewandowskiego jawi nam się jako niekończące pasmo sukcesów, to nie zawsze było tak kolorowo. Zwłaszcza u progu, kiedy 18-latek doznał kontuzji mięśnia dwugłowego, przez którą miał problem z chodzeniem, nie mówiąc nawet o prawidłowym kopnięciu piłki. Władze Legii, do której rezerw był wtedy przypisany otrzymały opinię, że jego stan zdrowia w zasadzie nie pozwala na dalsze, zawodowe uprawianie sportu. Odrzucony Robert za namową mamy i trenera Andrzej Blachy, którego znał z Hutnika Warszawa, postanowił odejść do Pruszkowa. Trzecioligowy wówczas Znicz to był strzał w dziesiątkę. Ambitny snajper długo dochodził do siebie, zarabiał jak junior, wreszcie grał na murawach wątpliwej jakości, ale nie przepuścił szansy - dołączył za darmo, odszedł za 1,5 mln złotych jako król strzelców 2 ligi. Krótko potem jako napastnik Lecha Poznań zadebiutował w kadrze Leo Beenhakkera.