„Gęsta” atmosfera w oświęcimskim klubie panuje nie od dzisiaj. Przed sezonem mówiło się o walce o turniej finałowy Pucharu Polski. Tymczasem Unii nie udało się do niego zakwalifikować i tylko na ekranie telewizorów jej zawodnicy i działacze mogą śledzić, jak czołowe zespoły uciekły ekipie z Chemików. Poza tym, wiele wskazuje na to, że oświęcimianom nie uda się zakwalifikować do czołowej „szóstki”, więc być może o play-off będą musieli walczyć w dodatkowych barażach. Nawet, jeśli uda im się przez nie przebrnąć, to w ćwierćfinale wpadną na głównych kandydatów do mistrzostwa, czyli GKS Tychy lub Tauron Katowice. Można zatem powiedzieć, że oświęcimianie kolejny sezon mają stracony. - Trudno nie czuć rozgoryczenia całą sytuacją, bo personalnie mamy zespół na miejsca w czołówce. Jak jest, wszyscy widzą. Za wyniki odpowiada trener. Zdecydowaliśmy się na zmianę jego, żeby dać drużynie impuls do walki – Paweł Kram, prezes spółki Oświęcimski Sport tłumaczy decyzję zarządu. - Sytuacja jest trudna, ale – póki krążek w grze – trzeba walczyć o jak najlepszą lokatę. Awans do „szóstki” pozwoliłby nam w ćwierćfinale uniknąć konfrontacji z Tychami lub Katowicami, a takie było główne założenie.
Witold Magiera po raz drugi występuje w roli „strażaka”. Przed rokiem, po dymisji Josefa Dobosza, przez kilka kolejek samodzielnie prowadził zespół, do momentu przyjścia Jirziego Szejby. - Tym razem Witold Magiera poprowadzi drużynę do końca sezonu – informuje Paweł Kram. - Nie będziemy nikogo szukać, bo nie ma czasu na poznawanie zespołu przez kogoś z zewnątrz. Nie będziemy też brnąć w dodatkowe koszty. Każdy z chłopców, nawet jeśli dotąd nie spełniał naszych oczekiwań, ma u nowego trenera czystą kartę. Zawodnicy muszą pamiętać, że pracują także na kolejny sezon.
W Oświęcimiu nie ukrywają, że przed zamknięciem okienka transferowego będą chcieli zatrudnić jeszcze jednego napastnika. Działacze mają już pierwszych kandydatów, którzy na testach mają się pojawić w styczniu.
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ: