Oświęcimianie byli pierwszym triumfatorem reaktywowanego w 2000 roku Pucharu Polski. Wtedy, w Krynicy, pokonali Podhale Nowy Targ 4:0. Po trofeum sięgnęli dwukrotnie. Po raz drugi zwyciężyli w finale rozegranym w Warszawie, pokonując Stoczniowca Gdańsk (2002 rok).
Wydawało się, że oświęcimianie będą regularnie sięgać po pucharowe trofeum, choć dwa lata po pokonaniu gdańszczan przegrali finał z Podhalem Nowy Targ 4:5, który także był rozegrany w Warszawie.
- To było chyba najbardziej dramatyczne spotkanie spośród wszystkich finałów
– analizuje Waldemar Klisiak, obecnie dyrektor sportowy oświęcimskiego klubu. - Kibice byli w nim świadkami kilku zwrotów akcji, czyli całego piękna hokeja.
Oświęcimianie przegrywali już 0:3, by wyjść na prowadzenie 4:3. Wydawało się, że na cztery minuty przed końcem meczu jest to wystarczająca zaliczka do sięgnięcia po trzecie w historii trofeum. Jednak kibice mogli się przekonać, że hokej jest bardzo dynamiczną dyscypliną. W ciągu 64 sekund górale strzelili dwa gole, wychodząc na prowadzenie 5:4, którego nie oddali już do końca.
- Wtedy mecz wymknął nam się spod kontroli przez kilka kontrowersyjnych decyzji stołecznego sędziego Leszka Więckowskiego. Nie udało nam się obronić w osłabieniu – wspomina Klisiak.
Po utracie strategicznego sponsora, czyli wycofaniu się ze wspierania hokeja przez pobliskie zakłady chemiczne, nastały trudne czasy dla oświęcimskiego hokeja. Walczył głównie o przetrwanie, więc o zaszczyty na krajowym podwórku, czyli mistrzostwo i Puchar Polski, biły się inne zespoły. Jednak w 2006 roku, mając w składzie głównie wychowanków, Unia zakwalifikowała się do turnieju finałowego Pucharu Polski. Przegrała w półfinale ze Stoczniowcem Gdańsk aż 1:8.
Wielki powrót na pucharowe salony oświęcimianie zanotowali dopiero pod szyldem Aksamu. Firma z Osieka była wówczas sponsorem tytularnym Unii, a turniej finałowy w 2010 roku rozegrano w Oświęcimiu. Gospodarze w półfinale pokonali Comarch Cracovię, co rozbudziło apetyty na sięgnięcie po trzecie w historii trofeum. W finale zmierzyli się z Ciarko Sanok, który wtedy był wiodącą siłą w polskiej ekstraklasie. Oświęcimianie przegrali po dogrywce. To była porażka z gatunku tych na własne życzenie. Robert Krajci, Czech grający w barwach Unii, przez kilka sekund grał bez kasku ochronnego, co jest zabronione. Dostał karę, a sanoczanie wykorzystali liczebną przewagę.
Rok później Unia grała finał w Sanoku. Jednak nie udało się jej wziąć rewanżu. Na Podkarpaciu przegrała po rzutach karnych.
- Tak handlowano kiedyś w Oświęcimiu
- Lokatorzy odebrali klucze do mieszkań. Zobaczcie, jak wyglądają
- Wigilia mieszkańców Olkusza [ZDJĘCIA, FILM]
- Co warto wiedzieć o karpiu, zanim trafi na nasze stoły
- Oświęcim. Dawna rzeźnia miejska znika z powierzchni ziemi
- 3,5 sekundy i nie ma gigantycznego komina elektrowni
W pucharowej przygodzie oświęcimianie potykali się tylko z trzema zespołami, czyli Podhalem Nowy Targ, Stoczniowcem Gdańsk i Sanokiem. Z GKS Tychy zmierzą się po raz pierwszy. Jednak to tyszanie są najbardziej utytułowani w pucharowej rywalizacji, zwyciężając aż ośmiokrotnie. Tyszanie to aktualny lider ekstraklasy.
- Puchar Polski to jeden mecz, czyli zupełnie coś innego niż ligowy play-off, w którym gra się do kilku zwycięstw. Zatem w pucharowej rywalizacji będę decydować detale – uważa Waldemar Klisiak. - Decydująca będzie dyspozycja dnia, czy forma bramkarzy. Ważne, żeby na początku nie dać się zaskoczyć stratą gola czy dwóch, bo to może ustawić przebieg rywalizacji.
W tym sezonie w ligowej rywalizacji Unia przegrała w Tychach 0:4 i 0:1, a u siebie wygrała 4:1. Jednak w pucharze nie ma co się sugerować wynikami ligowej rywalizacji. Przed rokiem GKS Tychy także był organizatorem turnieju finałowego Pucharu Polski i w półfinale przegrał z Podhalem. Unia, żeby powtórzyć wyczyn górali, musi wspiąć się na wyżyny swoich możliwości.
- Pierwszy mecz sezonu w Tychach przegraliśmy wysoko, ale na początku sezonu forma naszego zespołu była – delikatnie mówiąc – słaba – zwraca uwagę Klisiak. - Jednak u siebie pokonaliśmy tyszan, w druga wizyta w ich hali skończyła się piłkarską porażką, bo nie potrafiliśmy wykorzystać swoich okazji bramkowych. Mecze Unii z Tychami mają swój specyficzny klimat. W nich wszystko się może zdarzyć.
Własna hala może być atutem tyszan, ale też wywołać presję wyniku, a ta może się okazać trudna do udźwignięcia.
Follow @sportmalopolska