FLESZ - Kolejna próba oszustwa w sieci

Pierwszy raz usłyszeliśmy o T.Love na początku lat 80. Grupę tworzyli wtedy licealiści z Częstochowy zafascynowani pierwszą falą polskiego punku w stylu Kryzysu czy Tiltu. Młodych muzyków rozpierała energia: śpiewali prześmiewcze piosenki, w których odbijały się frustracje ich rówieśników wchodzących w dorosłe życie. Muniek Staszczyk i jego koledzy nie stronili od alkoholu, dlatego koncerty zespołu zamieniały się niekiedy w niekontrolowany chaos.
- Zaczynaliśmy jako młodzi chłopcy. Wszystko było dla nas nowe: alkohol, dziewczyny, używki. Uczyliśmy się w ten sposób życia. Większość nastolatków przez to przechodzi. Nasze zachowania bardziej rzucały się w oczy, bo byliśmy w świetle reflektorów. Z czasem wyrośliśmy z tego. Dzisiaj bardziej zależy nam na muzyce niż kiedyś – mówi Muniek Staszczyk.
Przebojowe piosenki T.Love cieszyły się wielkim powodzeniem w undergroundzie lat 80. Nic dziwnego, że kiedy zmienił się w Polsce ustrój, powiew wolności wyniósł grupę na szczyty popularności. Jej muzyka zamieniła się wówczas w energetyczny rock and roll, a teksty – w opowieści o hedonistycznym konsumowaniu zdobyczy rodzimego kapitalizmu. Wielkimi sukcesami stały się w tamtym czasie kolejne płyty formacji – „King”, „Prymityw” czy „Al Capone”.
- Mam w sobie coś, co pozwala mi patrzeć na świat z dziecięcą naiwnością. Ale to dobrze - dzięki temu dostrzegam wiele spraw, których inni nie zauważają. Nie uciekam jednak przed prozą życia - mam rodzinę, którą utrzymuję, dbam o nią, otarłem się o śmierć najbliższych, rozliczam się z podatków. Jestem dobrym mężem i ojcem – tłumaczy Muniek Staszczyk.
Mimo nieustających sukcesów w 2017 roku wokalista zmęczony funkcjonowaniem na pełnych obrotach zawiesił działalność T.Love. Nie zrezygnował jednak ze śpiewania. Zebrał grupę młodych muzyków i zaczął z nimi dawać akustyczne występy. Na ich program składały się przede wszystkim dawne przeboje macierzystej formacji, ale i jego solowe piosenki, które umieścił na dwóch autorskich płytach – „Muniek” i „Syn miasta”.
- Pomyślałem, że jeśli piosenka jest dobra, to obroni się tylko na samą gitarę. Jestem fanem Dylana – i chciałem mu tymi akustycznymi występami oddać hołd. Dlatego zaaranżowaliśmy wszystkie piosenki bardzo ascetycznie. Dzisiaj w muzyce popularnej liczy się przede wszystkim produkcja. A ja jestem przekorny i postanowiłem zrobić coś na wspak tej tendencji – podkreśla Muniek Staszczyk.
Tuż przed pandemią piosenkarz przeżył udar – całe szczęście udało mu się jednak z czasem odzyskać pełnię zdrowia. Dlatego teraz znów wraca na scenę. Na razie stawia wyłącznie na akustyczne koncerty – i właśnie taki zamknie tegoroczne „Lato na Fortach” w Krakowie.