W sobotę były kwalifikacje do ćwierćfinałów. W nich wystąpił Mateusz Polaczyk oraz Klaudia Zwolińska, która 2,5 godziny wcześniej zdobyła swój drugi medal na tych Igrzyskach.
To bardzo widowiskowa konkurencja, w której trzeba mieć sporo szczęścia. Wszyscy startują w jednym momencie i trzeba umieć się zachować w tłoku. Omija się paliki, jak slalomowe tyczki, a dwie trzeba opłynąć dookoła. Poza tym trzeba zrobić „eskimoskę” czyli obrót o 360 stopni wokół własnej osi z zanurzeniem.
Polaczyk (6. w kwalifikacjach) wystąpił w trzecim ćwierćfinale. I zajął 3. miejsce za Francuzem Benjaminem Ranią oraz Dimitrim Marxem ze Szwajcarii – a więc początkowo odpadł z dalszej rywalizacji, bo kwalifikowało się dwóch pierwszych. Ale potem sędziowie zdyskwalifikowali Szwajcara i Polaczyk popłynął w półfinale. W nim był trzeci za Vitem Prindisem i Onrejem Tunka z Czech, na czym zakończył zmagania. A Tunka potem zdobył złoto, zaś jego rodak brąz.
Zwolińska (zakwalifikowała się jako piąta) płynęła w drugim ćwierćfinale. I choć nieźle wyszła z platformy startowej, to potem nie dała rady na trasie, popełniła błędy na 3 i 4 paliku (z ośmiu) i przypłynęła na metę jako czwarta. Ale nie była zmartwiona, to tylko zabawa, a ona z toru na Kolnej wyłowiła dwa medale.
