https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Intelektualna zadyszka Jana Klaty w Krakowie

Łukasz Maciejewski
Jan Klata lubi szokować
Jan Klata lubi szokować Andrzej Banaś
W drodze "Do Damaszku" Strindberga w reżyserii Jana Klaty, zgodnie z zapowiedziami twórców, mieliśmy spotkać Pana Boga, neoboga z krainy matrix wraz z interseksualnymi obocznościami, oraz szereg prawd mniej więcej objawionych.

Nic z tego: metafizyka (nawet ideologicznie zwichrowana) ulotniła się w uroczych i atrakcyjnych wizualnie, ale artystycznie i intelektualnie płytkich konstatacjach, przypominających odkrycia sześciolatka w rodzaju "czarna krowa w kropki bordo gryzła trawę kręcąc mordą". Zamiast krowy w "Do Damaszku" mamy everymana (świetny Marcin Czarnik), zamiast kropek - trupie czaszki, a bordo wyparły złowróżbne beże, niemniej przesłanie jest analogiczne. Balon ambicji okazał się w środku równie skomplikowany jak wierszyk przedszkolaka.

Trudno odmówić talentu Klacie oraz jego współpracownikom: scenografowi Mirkowi Kaczmarkowi oraz Maćko Prusakowi odpowiedzialnemu za ruch sceniczny. Teatralne receptury działają bez zarzutu, a oryginalnych pomysłów scenicznych nie brakuje, niemniej nawet najlepiej nastawiony widz zmuszony jest raczej uwierzyć na słowo, że chodzi o Strindberga, poważne pytania i poważną literaturę, "Do Domaszku" przypomina baraszkowanie niegrzecznej drużyny harcerskiej w teatralnej składnicy ZHP pod nazwą "U Heleny".

Do pewnego momentu frywolna formuła spektaklu wydawała mi się nawet zabawna i pojemna, ale nadmiar konceptów przy braku wyrazistej reżyserskiej kontroli nad ich selekcją zamienił spektakl w atłasowy funeralny performens. Staram się rozumieć intencje twórców. W rzeczywistości, w której wszystko jest zbiorem wzajemnie się wykluczających klisz, nawet śmierć przestaje być tabu, stając się trwałą częścią zardzewiałej popkultury, dlatego szarpanina idola (Czarnik) łączącego dezynwolturę Jamesa Deana, image Marcella Mastroianniego z "Osiem i pół" oraz charakter Adriana Leverkühna z "Doktora Faustusa" Manna, wydaje się jedynym możliwym wyjściem. Na szlaku odysei bezsensu idol spotyka niewinną-niewierną Żonę (fantastyczna Justyna Wasilewska) albo schizofreniczno-autystyczną siostrę w wywrotowej, zachwycająco formalnej kreacji Doroty Segdy. Żeby jednak kakofonia spraw wielkiej i małej wagi mogła należycie wybrzmieć, trzeba było odnaleźć odpowiedni klucz do uporządkowania scenicznego chaosu, tak by nie rymował się jedynie z toporną bezwyjściowością, ale pozostawiał widza w dyskomforcie, być może w osłupieniu. To się nie powiodło. Scena tonie w czaszkach, intencje twórców lewitują w myślowym brokacie.

Szybkie tempo przedstawienia nie jest w stanie zniwelować emocjonalnej i intelektualnej zadyszki. Aktorzy "Starego" sprawdzają się nie tylko w słownej gimnastyce, dowcipny, znakomity duet wokalno-funeralny stworzony przez Aldonę Grochal i Beatę Paluch dopowiada co niedopowiedziane, a trupi antyk miesza się ze śmiercionośnym barokiem. Doceniam tego rodzaju wygibasy, nie przeszkadza mi zmasakrowanie tekstu Strindberga, ale z perspektywy widza gra wydaje się czcza, nie ma żadnego znaczenia. Zamiast iluminacji - uśmiech, znudzenie, ziewnięcie. Dobranoc idolu, dobranoc. Na pewno nie założę twojego fan clubu.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Komentarze 5

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

a
aha
Co autor Łukasz Maciejewski miał na myśli, bo nie wiem, nie rozumiem, jestem tępa, prawda ?
W
WW
Emememsie, pozostań w Bagateli, i tyle. Nie misisz się od razu leczyć.
s
smog
Pan Maciejewski chciał błyskotliwie, a wyszło jak zwykle... A spektakl nader interesujący, choć nie dla haterów.
S
Smok wawelski
Miły Panie recenzencie, pisze Pan równie bełkotliwie, co i Klata reżyseruje. Zrozumiałem, uuuuu, teraz zione ogniem, jestem smokiem wawelskim, że ogólnie się Panu nie podoba, choc oddzielni aktorzy tak. Zrozumiałem, że nie przeszkodziło PAnu zmasakrowanie tekstu Strindberga, a ja akurat uważam to za skandal, sztuki wybitnych pisarzy, to nie jest plastelina do lepienia przedszkolnych zabawek. Jak Klata i jemu podobni chca sie wypowiedzieć niech piszą wlasne utwory. Własnymi slowami, własnym językiem, niech piszą dialogi, monologi, tylko własne. Wyobraża Pan sobie nowoczesnego malarza, wpada do Prado, tnie na kawałki parę znanych płócien, a potem zestawia z nich artystyczny collage. I każe nam się zachwycać. Taki artysta dla mnie może spadać. Jak ma coś do powiedzenia, niech sam namaluje , albo wyrzeźbi coś wartościowego. To samo w teatrze. Dziedzictwo kulturalne wymaga szacunku i lojalności. No i Pana język polski-nie polski, kto Pana nauczyl takich słów? Szefie "szlak odysei bezsensu", co to znaczy? oddzielnie kapuję i szlak, i bezsens i odyseję. Ale Pańska osobista kompozycja nosi ślady umysłowej biegunki, jednym słowem, taki recenzent jaki reżyser. Niech sie Pan nie zraża i pisze lepiej.
m
mm
To nie zadyszka intelektualna, to już astma. Potrzebne leczenie...
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska