Fani obu klubów – delikatnie rzecz ujmując – nie przepadają za sobą. Oświęcimscy działacze, wzorem potyczki przeciwko Hutnikowi, wydali oświadczenie, w którym informują, iż kibice gości nie zostaną wpuszczeni na stadion. Derby będą mogli obejrzeć jedynie mieszkańcy powiatu oświęcimskiego. Przy wejściu na obiekt będą sprawdzane dowody tożsamości.
Gdzież się zatem podzieją andrychowscy fani, których mają wesprzeć także libiąscy? Z pewnością zostaną zgromadzeni za płotem stadionu, sąsiadującym z ogródkami działkowymi. Dwa tygodnie temu policja wzorowo zabezpieczyła mecz przeciwko Hutnikowi, ale też fani obu stron skupili się jedynie na meczu, bo nie żywią do siebie urazy. Tym razem o obojętności nie może być mowy.
Ze spraw czysto sportowych warto odnotować, że Beskid przyjedzie do Oświęcimia umotywowany dwoma dobrymi wynikami. Ostatnio zremisował na własnym boisku z liderem, rezerwą Cracovii (1:1), a wcześniej wygrał w Myślenicach z Dalinem (2:0). - Może nie jesteśmy zespołem na czołówkę, co dla wielu wydaje się naturalne, bo spadliśmy z trzeciej ligi, ale - po przebudowie zespołu - już na szczeblu wojewódzkim, potrafimy wygrać z każdym – podkreśla Krzysztof Wądrzyk, trener Beskidu.
Tymczasem Unia ma kłopoty z napastnikami i stabilizacją formy. Jest przede wszystkim drużyną własnego boiska, na którym dotąd nie przegrała, odnosząc cztery zwycięstwa i notując jeden remis. - Gdzieś na wyjazdach ucieka chłopcom koncentracja. Wydaje im się, że - walcząc na boiskach egzotycznych dla nich drużyn - należy im się zwycięstwo i tutaj się mylą – zwraca uwagę Sławomir Frączek, trener Unii. - Jednak na piłkarskie firmy potrafią się zmobilizować podwójnie, a za taką uchodzi przecież Beskid.