Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagnięcina, czyli smak zniesienia wiz do Ameryki

Włodzimierz Zapart
Włodzimierz Zapart
Włodzimierz Zapart fot. Adam Wojnar
A właściwie dlaczego my w domu nigdy nie jemy jagnięciny? - zapytałem, patrząc oskarżycielsko na żonę. Może i jestem małostkowy, ale w moim przypadku wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych w Polsce, a właściwie przygotowany dla niego jadłospis, wyzwolił właśnie taką refleksję.

Politykę obserwuję nie od dziś, więc celebracje nie robią na mnie wrażenia. Wiem, jak to jest z towarzyszącą rozmowom na szczycie atmosferą przyjaźni, wiem, co może oznaczać miliard dolarów obiecany na zbrojenia. A jak bardzo Polska rozkwita, co uprzejmie zauważył Barack Obama, to ja wiem nawet lepiej niż prezydent USA.

Tak więc bezpośredniego przełożenia wielkiej polityki na warunki codziennego życia nawet już nie szukam. Ale jagnięcina to co innego. Jagnięcina to jest konkret. Jak szansa na zdobycie autografu charyzmatycznego męża stanu, jak spotkanie noblisty na spacerze koło bloku. Może kawałek jagnięciny to byłoby właśnie to bezpośrednie przełożenie?

W menu przygotowanym dla Baracka Obamy na lekki lunch była "polska jagnięcina wędzona igłami modrzewia", a na kolację "szynka jagnięca pieczona z trawą żubrową". Swoją drogą - wściekli się z tą jagnięciną, czy co? Średnie roczne spożycie baraniny w Unii Europejskiej wynosi4 kilogramy na osobę, podczas gdy w Polsce… 40 gramów (a niektóre źródła wskazują nawet zero). Oczywiście, nie mogli Obamie dać kanapek z pasztetówką, a kaszanki to nawet prezydent Wałęsa dzisiaj by już pewnie nie przełknął. Z tym, że jagnięciny w Polsce po prostu nikt nie jada. Ale właściwie dlaczego?

"Sny się spełniają, gdy jest odwaga i determinacja w ich realizacji" - powiedział wczoraj wznosząc toast prezydent Bronisław Komorowski. Odważyłem się więc i ja. I wezwałem żonę do kuchni na rozmowę w sprawie jagnięciny. Dlaczego my jej nie jemy?

Najpierw próbowała sprawę zbagatelizować ("a czegóż to ci się zachciewa"). Potem, jak rasowy mąż stanu, stosowała różne triki, uniki i lawirowanie: że jagnięciny nie ma w sklepach, że nie umie odpowiednio przyrządzić. Przyparta do muru wyznała jednak, że widziała kiedyś jagnięcinę w supermarkecie. Ale - dodała zaraz, cedząc słowa jak Siergiej Ławrow - to była jagnięcina nowozelandzka i kosztowała 130 zł za kilo. A na takie fanaberie to nas nie stać - zakończyła rozmowę kategorycznie, jak minister Sikorski, gdy w Kijowie straszył Ukraińców śmiercią.

Chciałem wiedzieć dlaczego, więc już wiem. Co prawda bezpośredniego przełożenia polityki na życie codzienne jak nie było, tak nie ma, ale zaobserwowałem jednak zadziwiającą symetrię pomiędzy tą moją polityką kuchenną a wielką polityką. Z jagnięciną u mnie w domu jest bowiem tak samo, jak ze zniesieniem wiz do Ameryki dla Polaków: nie było, nie ma i jeszcze długo nie będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska