W partii tak dużej i posiadającej tak wielkie wpływy musi się toczyć możliwie jawna rywalizacja. I dobrze, że wreszcie do niej dojdzie. Pozory demokracji, jakimi była rywalizacja między Bronisławem Komorowskim a Radosławem Sikorskim przed wyborami prezydenckim, nie wystarczają. Starcie między Gowinem a Tuskiem nie będzie ustawką.
Dzieli ich przecież wiele. Światopoglądowo, programowo, ale też osobiście. Po zdarzeniach, jakie poprzedzały odwołanie Gowina z funkcji ministra sprawiedliwości, musiały też zostać między nimi pokaźne zadry osobiste. Gowin chce władzy, a Tusk nie zamierza jej oddawać. Ich rywalizacja musi Platformę ożywić.
Przez sześć ostatnich lat powodzenie PO jest oparte w bardzo dużym stopniu na osobistych talentach Donalda Tuska. Jeszcze kilka lat temu premier nie wahał się powiedzieć głośno, że nie ma z kim przegrać. Teraz widzi takiego przeciwnika choćby wtedy, kiedy staje przed lustrem z maszynką do golenia. Premier, podobnie jak jego partia, przegrywa głównie z własną rutyną, rozleniwieniem, brakiem nowych pomysłów i niekonsekwencją w realizowaniu starych.
Gowin wśród parlamentarzystów PO poparcie ma niewielkie. Spadło ono jeszcze bardziej, kiedy dawny dziennikarz katolickich pism pokazał swoje nieprzejednanie w kwestiach prokreacyjno-obyczajowych. Ale te wybory będą w partii powszechne. I w wielu szeregowych członkach nadzieja Gowina. Niezasiadającym na Wiejskiej jego konserwatyzm nie musi przeszkadzać. Za to jego krytyka sytuacji w PO może im się podobać.
Polityk z Krakowa będzie dla Tuska poważnym przeciwnikiem. Nie ze względu na to poparcie, jakim już dysponuje, ale umiejętność jego zdobywania i polemizowania z premierem. To człowiek, którego argumenty niełatwo wykpić, uznać za niepoważne. Potrafi ich bronić, nie boi się mediów. Premier, dźgany ostrogą przez konkurenta, będzie musiał się bronić i w tym roku raczej nie powinien wyjeżdżać na wakacje. Gowin na pewno nie pojedzie. Że potrafi walczyć, pokazał, kiedy w 2007 r., proszony zresztą przez samego Tuska, ratował w Krakowie listę PO po tym, jak straciła lidera, którego Nelly Rokita przepłoszyła poza politykę.
Jeśli walka o władzę nie skończy się rozłamem, to może być dla Platformy ozdrowieńcza. Porażka Gowina nie musi być druzgocąca, a przyzwoity wynik powinien mu zapewnić silniejszą pozycję w partii. Jego nazwisko w naturalny sposób będzie poważnie brane pod uwagę, kiedy PO przyjdzie szukać następcy Tuska.
Przy okazji... W partii, która wygrała sześć elekcji pod rząd, przywództwo jej szefa jest kwestionowane. W PiS nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, by rywalizować z prezesem, choć w tym samym czasie przegrał wszystko, co było do przegrania. I co jest lepsze: konkurencja w PO czy bezkrytyczne uwielbienie dla Jarosława Kaczyńskiego? W Polsce takie pytanie tylko pozornie jest retoryczne.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+