Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jej magiczne lalki na miłość

Halina Gajda
Halina Gajda
Żanna Orchel z urodzenia jest Białorusinką, z wyboru - gorliczanką. W Łosiu organizuje ciekawe warsztaty z tworzenia słowiańskich lalek-amuletów. Chce przypomnieć tę zapomnianą tradycję.

Żeby zawsze dawał mi pieniądze, żebym była tą jedyną, żeby był troskliwy, dbał o dzieci, żeby… Szepty kobiet wypełniają pokój w wiejskiej chacie. Każda wpatrzona w stos szmatek. Są skupione. Wiążą, okręcają, drapują. Wydaje się, że nie widzą się nawzajem. Spod spracowanych palców powoli wyłania się kształt lalki. Niezwykłej, bo magicznej, spełniającej życzenia. Obrazek, choć tajemniczy, nie jest bynajmniej fantazją. Kiedyś był powszechny, bo słowiańska tradycja szukała amuletów.

- Tak powstawały żadanice, które miały zapewnić spełnienie marzeń, biereginie, które z kolei uważano za strażniczki domu, były i karmicielki gwarantujące dobrobyt i płodność - tłumaczy mi Żanna Orchel, przewodniczka po Zagrodzie Maziarskiej w Łosiu. Tam prowadzi również warsztaty z tworzenia tradycyjnych, słowiańskich lalek zwanych motankami. - W wielu domach robi się je pewnie do dzisiaj - dodaje.

Gałgankowe czary są dobre na wszystko
O laleczkach-amuletach mówiło się motanki. Zasadą ich robienia było dosłownie motanie - okręcanie, wiązanie, układanie, drapowanie. Nie można było do tego używać nożyczek, igły, szpilek. Lalka bowiem to przyjaciółka, a takim nie zadaje się przecież bólu, poza tym można było w ten sposób skaleczyć los.

Każda lalka miała jedno konkretne zadanie. I tu wyjaśnijmy sobie od razu - motanki nie były i nie są absolutnie elementem żadnej magii, tajemniczych obrzędów. Często w domach stały na równi ze świętymi obrazami. Motanki nie mają nic wspólnego z laleczkami voodoo, które z zasady uosabiały człowieka, któremu inny chciał sprawić ból, sprowadzić na niego nieszczęście. I najważniejsze - laleczka miała pomóc w spełnieniu się marzeń i życzeń osoby, która ją robiła. Dobrych życzeń. Dlatego motanki nigdy nie mają narysowanych oczu - tłumaczy dalej. - Na ich twarzach można natomiast spotkać symbol krzyża, który miał odpędzać złe moce - dodaje.

Laleczka ma miłość i męską sprawność

Najważniejsza pośród motanek, szczególnie dla panien, jest ta na miłość. - Robią ją panny, które szukają kandydata na dobrego męża. Ma długą szyję, na której układa się kołnierzyki - im więcej, tym lepiej. Ważne jednak, by liczba zawsze była nieparzysta, bo to przynosi szczęście. Poza tym, układając każdy z nich, trzeba wypowiedzieć życzenie co do cech przyszłego małżonka - instruuje z uśmiechem pani Żanna.

Najlepiej tak, by nikt inny tych życzeń nie słyszał. Przecież inna lalka mogłaby je zabrać. Poza tym panna, robiąc lalkę na miłość, powinna pamiętać, żeby nie używać słowa „nie”. - Ma więc mówić, że mąż ma być szczodry, nigdy zaś „żeby nie był skąpy” - wyjaśnia techniczne zawiłości.

Miłosna motanka nie ma rąk. To gwarantuje, że przez całe życie to mąż będzie nosił właścicielkę lalki na rękach. Powinna mieć też coś twardego w osnowie - patyk, kawałek kołka, co z kolei zapewniało sprawność przyszłego małżonka.

Laleczkę najlepiej ustawić w oknie, skąd będzie wtedy wypatrywała wyczekiwanego mężczyzny. W sumie motankę mogą robić również mężatki, które chciałyby zmienić nieco charakter swojego wybranka. - Jeśli wszystkie dotychczasowe metody zawiodły, zamiast szukać lepszego modelu, można spróbować poprawić już istniejący - mówi, uśmiechając się przy tym bardzo tajemniczo.

Szmacianka prawdę o swym stroju powie
Laleczki ze skrawków materiału są powszechne w całej wschodniej Słowiańszczyźnie. Mogą być osobistym amuletem albo talizmanem dla domu, czy po prostu prezentem dla bliskiej osoby. Robione były ze szmatek, nie tyle z powodów rytualnych, ile praktycznych. W biednych, wiejskich domach nie było zbytku materiałów. Wszystkie znoszone ubrania były pieczołowicie chowane jako „przydaśki”. Idealnie nadawały się właśnie na laleczki.

- Z czasem kobiety zaczęły robić nie tylko te na miłość, ale choćby lalki-karmicielki z dużym biustem, pękate, w kolorowych spódnicach, które miały symbolizować obfitość - wyjaśnia. Żanna zdradza nam, że to lalka kieruje swoją panią. Ponoć gdy tylko zasiądzie się do stołu zasłanego niteczkami, kawałkami koronek, lnu, wstążkami i tasiemkami, zaczyna działać magia. To taka autoterapia, która pozwala na wyłączenie się, skupienie na sobie i na swoich pragnieniach. I nie należy mylić tego z egoizmem.

Jeśli ktoś myśli, że zrobi sobie laleczkę, jaką żywnie mu się podoba, myli się srodze. To ona zdecyduje, jak będzie ostatecznie wyglądała. - Kiedyś w moich rodzinnych stronach, na Białorusi, mówiło się: słuchaj lalki, ona powie ci, jak chce być ubrana - uśmiecha się. - To po prostu czuć. Jeden materiał nie układa się, nitki się rwą, tasiemki się rwą, inna zgoła przeciwnie, bo leży jak ulał - opowiada z przekonaniem.

Żadanica, lalka od zadań specjalnych
W zasadzie wszystkie motanki można robić wiele razy. Poza żadanicą. To taka lalka od zadań specjalnych, wyjątkowego marzenia, pragnienia. Zawsze pięknie ubrana, bez chusteczki na głowie, z długimi zaplecionymi z lnu włosami. - Lalka strojnisia, w dobrym bowiem tonie jest dać jej koralik, ładny guziczek, zdobną opaskę na głowę czy wręcz lusterko, by mogła się w nim przeglądać - tłumaczy Żanna.

Żadanicę można prosić o miłość, o dach nad głową, o podróż życia, o powodzenie w załatwieniu ważnej sprawy. Powinno się ją stawiać tak, by móc często na nią patrzeć. Dobrze jest, by nikt inny poza nami jej nie dotykał.

Są i szmacianki-motanki mające zapewniać dobrobyt w obejściu. Dla nich mota się woreczek, który potem wypełnia kaszą albo innym zbożem z pierwszego zbioru. Następnie ubiera się ją w wielowarstwowe spódnice, kilka fartuchów, nakłada czepiec i chustkę. - Im bogatsza, piękniej ozdobiona, tym gospodyni zaradniejsza - mówi Żanna. Ziarnuszka jest przysadzista, pulchna, co gwarantuje powodzenie w gospodarstwie.

Ażeby mieć już stuprocentową pewność, że wszystko będzie się układało po naszej myśli, trzeba sobie zrobić Dziesięciorączkę. Każda odpowiada wtedy za inne prace. Gospodyni może spać spokojnie, zawsze zdąży ze wszystkimi pracami domowymi. - Dobrej energii doda lalkom choćby kawałek babcinej spódnicy - zdradza.

[b]Nie wierzysz? Przekonasz się na warsztatach
Zrobioną laleczkę można również podarować jako prezent. Warunek jest jeden - trzeba o nim myśleć z miłością, a konkretne zadanie powierzy jej już nowy właściciel. - W zasadzie powinno się ją robić na raz. Tak od początku do końca. Jeśli okręcamy ją na przykład nitkami, które mają utrzymać jej spódnicę, to zawsze zgodnie z ruchem wskazówek zegara - podpowiada.

Kto chce się sam przekonać, czy opowieści o laleczkach i ich niezwykłej sprawczej mocy są prawdziwe, musi sam spróbować taką zrobić. Czy rzeczywiście zadziała magia, czy po prostu siła autosugestii, nie jest ważne. Najważniejsza jest bowiem dobra zabawa, a jak się przy okazji spełnią marzenia, co to szkodzi?

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska