https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Jestem pod wrażeniem historii o robotnikach"

Nagrodzony Złotym Rogiem film "Sanya i  wróbel" opowiada o rosyjskich robotnikach, którzy czekają na ostatnią wypłatę
Nagrodzony Złotym Rogiem film "Sanya i wróbel" opowiada o rosyjskich robotnikach, którzy czekają na ostatnią wypłatę fot. archiwum
- Od kiedy 40 lat temu wyjechałem z kraju, prawie wcale nie oglądałem polskich filmów, a te, które obejrzałem, były nieciekawe, wyłączając Kieślowskiego czy Wajdę. Ale dwa filmy polskie, które widziałem na tym festiwalu, naprawdę zrobiły na mnie wrażenie. - mówi Marian Marzyński, przewodniczący jury międzynarodowego konkursu 50. Krakowskiego Festiwalu Filmowego w rozmowie z Joanną Weryńską.

Który z festiwalowych filmów zrobił na Panu największe wrażenie?
Przede wszystkim niesamowity obraz "Sanya i wróbel" o dwóch robotnikach rosyjskich, siedzących w szopie zbankrutowanej fabryki, czekających na ostatnią wypłatę, której nigdy nie dostaną, i rozmawiających. 27-letni filmowiec Andrey Gryazev pokazał nam okrucieństwo wczesnego kapitalizmu. Takich dialogów nie potrafiłby stworzyć najlepszy scenarzysta. Zniewolił mnie również film ,,Wrogowie publiczni", o podróży dziennikarza po Kambodży, stającego oko w oko z Czerwonymi Khmerami - mordercami, którzy zabili także jego rodzinę. Żaden obraz fabularny nie dojdzie nigdy do takiego wymiaru prawdy.

A wśród filmów polskich co Pana szczególnie poruszyło ?
Nie widziałem tych, które znalazły się w konkursie polskim, więc nie mam pełnego obrazu. W ogóle do tej pory uważałem, że Polacy nie mają szczęścia do kina. Od kiedy 40 lat temu wyjechałem z kraju, prawie wcale nie oglądałem polskich filmów, a te, które obejrzałem, były nieciekawe, wyłączając Kieślowskiego czy Wajdę. Ale dwa filmy polskie, które widziałem na tym festiwalu, naprawdę zrobiły na mnie wrażenie.

Rozumiem, że chodzi o dokumenty, które znalazły się w międzynarodowym konkursie?
Tak. Jednym z nich jest film krakowianina Marcina Koszałki o umieraniu. Bardzo go popierałem, ale nie został nagrodzony. Bardzo podobał się także wyróżniony film pt. "Marysina polana". Opowiada on o bacówce. Spotyka się w niej czterech juhasów. Spędzają tam wiele miesięcy, zajmując się zwykłymi pasterskimi czynnościami, i rozmawiają o życiu. Ten film z powodzeniem może rywalizować z kinem światowym, podobnie jak obraz Marcina Koszałki. Jedna rzecz jest warta podkreślenia. To filmy dokumentalne, które stały się kinem fabularnym. Zauważyłem, że od pewnego czasu powstaje nowy gatunek kina, które nazwałbym non fiction cinema (kino bez fikcji). To takie filmy, w których ludzie grają siebie samych.

Pan był zwycięzcą pierwszej edycji krakowskiego festiwalu. Co Panu dała ta nagroda?
Odbierając na tym samym festiwalu w roku 1964, w wieku 27 lat, dwie nagrody, zrozumiałem, że mogę się zająć kinem na dobre. 14 filmów później stałem się filmowcem dokumentalnym. Wyjechałem za granicę i zacząłem uczyć innych. To jest rezultat tej nagrody.

A jak porównałby Pan zakończony wczoraj 50. festiwal do jego pierwszej edycji?
Pierwszy był lepszy.

Dlaczego?
Sukces festiwalu nie polega na tym, ilu przyjedzie na niego filmowców, tylko ile osób obejrzy filmy. Dla filmowca nie ma lepszej nagrody niż oklaski. Wtedy sala była wypełniana po brzegi, a teraz na wspaniałym filmie siedziało grubo poniżej 100 osob. Ale niestety nie jest to tylko problem krakowskiego festiwalu.

Wybrane dla Ciebie

Szokujące wyznanie żony piłkarza Cracovii. "Był nikim, znienawidzony przez kibiców"

Szokujące wyznanie żony piłkarza Cracovii. "Był nikim, znienawidzony przez kibiców"

Większe bezpieczeństwo cyfrowe klientów. TAURON wdraża blockchain

Większe bezpieczeństwo cyfrowe klientów. TAURON wdraża blockchain

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska