Autor: Bartosz Karcz
- Zadaję sobie pytanie, czy jestem zadowolony z wyniku czy nie – mówi Jurij Szatałow. – Można powiedzieć, że mecz był dość wyrównany. Wisła miała optyczną przewagę, ale tego chcieliśmy. A jeśli chodzi o sytuacje podbramkowe, to my mieliśmy o dwie, albo o trzy więcej. Był słupek, było obok słupka. Nie ma co jednak być zachłannym. Wracamy do domu, przygotowujemy się do następnego meczu.
Goście zaczęli mecz w Krakowie dość ostrożnie, o co miał do nich pretensje ich trener. Po meczu Szatałow przyznał bowiem: – Powiedziałem zawodnikom w przerwie, że zaczęliśmy zbyt bojaźliwie, choć zakładaliśmy coś innego. Nawet jak mieliśmy piłkę, to rozgrywaliśmy ją wszerz boiska. W przerwie musiałem nawet podnieść głos, żeby zawodnicy grali do przodu, a nie w poprzek.
Po strzeleniu wyrównującego gola przyjezdni też już specjalnie nie atakowali. Raczej szanowali wynik. Szatałow zapytany, czy nie chciał, żeby jego zespół mocniej powalczył o pełną pulę, przyznał: – Ja mogę chcieć i nawet przy linii stałem, krzyczałem, żeby wyżej podchodzili, ale niektórym brakowało już sił. Niektórzy chcieli poszanować wynik. Ja uważam, że jeśli masz sytuacje, trzeba dalej cisnąć przeciwnika.