Jedno z osiedli na Prądniku Czerwonym. 8.36, Ciasna klatka schodowa, drzwi bez numeru i plakietki z nazwiskiem. Dzwonimy. Cisza. Nagle słychać szybki tupot - ktoś wbiega po schodach. - Przepraszam bardzo za spóźnienie. Ale musiałam tyle jeszcze załatwić. Sprawy z mieszkaniem, samochodem, a miałam tylko iść na basen - mówi zdyszana Katarzyna Rogowiec.
Klucze na niebieskiej smyczy migają przed oczami. Katarzyna zręcznie manewruje, pomaga sobie zębami. Drzwi otwarte. Wchodzimy. - Przepraszam za bałagan... Wpadłam do Krakowa tylko na kilka dni, żeby pozałatwiać parę spraw. A dzisiaj wyjeżdżam na obóz treningowy do Jakuszyc, nawet się jeszcze nie spakowałam - dodaje.
Niewielka kawalerka. W zasadzie każda wnęka i ściana jest tutaj wykorzystana do maksimum. Nawet zabudowany balkon zamienił się w mikro-gabinecik. Jest biurko, komputer, tutaj wygrzewają się też w najlepsze kwiatki doniczkowe. Siedzimy w jasnej kuchni, na lodówce magnesy z mapą Nowej Zelandii, ptakiem kiwi, cerkwią Wasyla Błogosławionego w Moskwie i basztą Giedymina z Wilna. I jeszcze jeden, z napisem "Niektórzy czynią świat wyjątkowym tylko dlatego, że są." Jak każdy sportowiec, bardzo pilnuje tego, co je - ale czasem zdarza się odrobina szaleństwa.- Tak jak dzisiejsze śniadanie. Zupa warzywna i kopytka, bo nie chciałam, żeby się zmarnowało - dodaje.
Czytaj także:**Przeszła przez ubeckie piekło: wbijali igły pod paznokcie, kopali, bili pejczem, przypalali**
Dzisiaj Katarzyna wstała o 5 rano. Delikatnie pomalowane oczy nie zdradzają zmęczenia.
- Nie, nie zawsze zrywam się tak wcześnie. Nie mogę sobie jednak pozwolić na wylegiwanie się do późna. Codzienne czynności zajmują mi więcej czasu niż innym. Dlatego dla mnie doba to zawsze za mało - mówi z uśmiechem. Na początku kwietnia startowała w mistrzostwach świata w Narciarstwie Biegowym i Biatlonie w Rosji. Intensywne treningi trwały blisko 10 miesięcy. Ciągle brakowało jej więc czasu, żeby zająć się przyziemnymi sprawami . Do Polski wróciła aż z sześcioma medalami (na sześć biegów, w których wzięła udział).
Na co dzień Katarzyna pracuje w dziale zatrudnień osób z niepełnosprawnością. Jest też pracownikiem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Sporo udziela się w pracach Rady Zawodników przy Międzynarodowym Komitecie Paraolimpijskim. Katarzynę można od jakiegoś czasu oglądać w spocie promującym uczciwą rywalizację sportową. Jak się okazuje, doping to także problem paraolimpijczyków.
Każdy dzień zaczyna od rozruchu - godzinnego treningu, biegania lub basenu. Wie, że bez ciężkiej pracy nie przywiezie medali. Najukochańsze trofea to oczywiście podwójne złoto z Igrzysk Paraolimpijskich w Turynie. Wtedy jako jedyny zawodnik przywiozła do Polski medale. Na ostatniej paraolimpiadzie w Vancouver w marcu 2010 wywalczyła brązowy medal. Zwyciężyła również w Mistrzostwach Świata w amerykańskim stanie Maine w 2005 roku.
Bez sportu nie wyobraża już sobie życia. Narty towarzyszą jej od małego. W końcu urodziła się w górach, w Rabce-Zdroju. Na narty zjazdowe, jeszcze przed tragicznym wypadkiem w którym straciła obie dłonie, postawił ją tata. - On też namówił mnie, żeby po wypadku nie rezygnować ze sportu - podkreśla. Dużo później przyszły "biegówki" i biatlon. To w nim osiąga najlepsze wyniki.
- Planujemy, żeby ze względu na moją niepełnosprawność, dostosować bardziej do moich potrzeb karabin. Teraz bardzo długo zajmuje mi oddawanie kolejnych strzałów, dużo tracę na strzelnicy - stwierdza.
Dzięki sprytowi przyjaciół, mogła nauczyć się prowadzić samochód. Zamiast tradycyjnej gałki do zmiany biegów, miała pierścień. Teraz jeździ na automacie, więc jest jeszcze łatwiej. Katarzyna Rogowiec promienieje. Jest świadoma swojej kobiecości. - Nie zawsze tak było. Ja dopiero na studiach przestałam nosić bluzy z długim rękawem. Teraz na specjalne okazje lubi zrobić się na bóstwo. Wskoczyć w sukienkę, wybrać się do fryzjera.- Choć kiedy siedzę z tymi foliami od balejażu na włosach i wiem, że tak szybko stąd nie wyjdę, to jestem trochę zła. Bo tyle rzeczy mogłam za ten czas zrobić! Zakupy też poprawiają jej humor, ale jak każda zabiegana kobieta robi je raz na jakiś czas.
Kiedy myśli o przyszłości, nie wszystko ma jasne barwy. - Nie wiem, co będzie za kilka lat. Pojawiają się już pierwsze kłopoty z kręgosłupem, łokieć zaczyna szwankować. Przeforsowałam rękę. Teraz już umiem prosić o pomoc. To chyba jedna z trudniejszych rzeczy, której musiałam się nauczyć - mówi.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: 2-latek pogryziony przez psa w Bukowinie Tatrzańskiej
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy