Gdy ktoś kupuje od nas, to pewnie czasem zdarzy się, że w kalafiorze znajdzie gąsienicę, a w jabłku małego robaka - z uśmiechem przyznaje Magdalena Waląg z Krygu. - Nie mamy jednak wiele do zaoferowania miłośnikom silnych konserwantów i pestycydów, nasz towar jest czysty - dodaje.
Gorlicki bazar znajduje się na Dworzysku. Można tu kupić zarówno produkty na większych straganach, jak i od osób, które sprzedają produkty ze swoich małych, najczęściej ekologicznych, choć niekoniecznie certyfikowanych gospodarstw. - Na terenie naszego powiatu mamy 649 gospodarstw, o których można powiedzieć, że w jakimś stopniu są ekologiczne - wylicza Agnieszka Kosiba-Szkiluk z powiatowego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Gorlicach. - W Małopolsce jest ich 3219, czyli nasze to 20 procent wszystkich.
Magdalena Waląg z Krygu od kilku lat sprzedaje warzywa na rynku w Gorlicach. Jej stragan to taki mały sklep warzywny, można na nim znaleźć wszystko, od ziemniaków po pomidory. - Część tego, co tu sprzedaję, pochodzi z naszej własnej produkcji - opowiada. - Mamy takie małe gospodarstwo, mogę powiedzieć, że uniwersalne, uprawiamy wszystkiego po trochu - dodaje.
Musi zaopatrywać się w większość towaru, jaki sprzedaje. - Skupujemy towar na miejscu - mówi. - Najczęściej od naszych sąsiadów i znajomych, którzy mają podobne do nas gospodarstwa. Wszyscy mają praktycznie ekologiczne gospodarstwa, choć o potwierdzenie tego na papierze nikt się tu nie stara. Mało nawozów, a jeśli już, to naturalne, obornik czy też to, co mają na pryzmach kompostowych. - To, co sprzedajemy, trafia też na nasze stoły, więc nie boję się, że ktoś mi zarzuci, iż sprzedaję nafaszerowane chemią rzeczy - podkreśla.
Na bazarkach rolnicy sprzedają bezpośrednio swe produkty. Bez całej gamy pośredników - hurtowni, dystrybutora, właściciela sklepu, sprzedawcy, z których każdy bierze dla siebie marżę. - Na targu są oczywiście oszuści, co będą mówić niezgodnie z prawdą: „mam ekologiczne, niepryskane, krajowe” - stwierdza Zofia Majewska. - Z upływem czasu można jednak znaleźć swoich zaufanych sprzedawców. Według niej nawet ta pryskana żywność jest z reguły lepsza na targach niż w wielu supermarketach albo nawet niektórych warzywniakach.
Agnieszka Sądelska pochodzi z Dominikowic. Również ona sprzedaje plony ze swojego gospodarstwa na Dworzysku. - To głównie owoce, czasem trochę jarzyn - opowiada. - Dziś mam akurat poziomki z naszych upraw i leśne borówki. Zbieraliśmy całą rodziną, więc mam ich sporo - dodaje.
Gospodarstwo pani Agnieszki ma 3 hektary i również jest uniwersalne, bez specjalizacji. - Przy tak małym areale trochę nieopłacalne byłoby intensywne nawożenie - mówi. - Żywność na targach co prawda nie jest idealna, ale według mnie zawiera i tak mało chemii w porównaniu do wielu produktów - mówi z przekonaniem Zofia Majewska. - Co do pestycydów, to nieekologiczne mięso często zawiera ich więcej niż bazarowe warzywa, jeśli zwierzęta jedzą pryskaną paszę - dodaje.
Beata i Czesław Majcher są obecni na gorlickim targu już od 25 lat. - By dojechać do Gorlic, a jesteśmy tu zarówno we wtorki, jak i w piątki, musimy wstać przed drugą w nocy - mówi pani Beata. - Swój kram otwieramy tuż po piątej, bo sporo klientów lubi zrobić zakupy przed pracą.
Majcherowie mają 15 hektarów ziemi. Większość tego, co sprzedają, to ich własne plony. - Jeśli czegoś nam brakuje, to wymieniamy się z sąsiadami - tłumaczy Czesław Majcher. Zapytany o ekologię, uśmiecha się i stwierdza: - Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że nie używamy żadnych środków ochrony roślin czy też nawozów. Jeśli prowadzi się większe uprawy, to jest to konieczność.
Zofia Majewska bardzo często kupuje właśnie u Majcherów. Nigdy jeszcze nie „sparzyła się” na tym, co kupiła. - Wszystko jest zawsze świeże, nawet poza sezonem, przecież oni tu są cały rok - opowiada. - Ja tam wolę targowiska od marketów.