Zwolennicy referendum mówią, że trudno się dziwić tak znikomej obecności przy urnach. Burmistrz Stradomski w okazjonalnym liście apelował, aby wyborcy zignorowali działania grupy referendalnej i nie uczestniczyli w referendum. Mało tego. W całej gminie próżno było szukać plakatów organizatorów referendum.
- Wszystko znikło. Musieli je pozrywać w nocy - mówi Jerzy Stokłosa, jeden ze zwolenników oderwania burmistrza od stołka.
Jak się okazuje, informacje i plakaty zachęcające do pójścia na referendum niszczono również już po ogłoszeniu przez Państwową Komisję Wyborczą z Krakowa - ciszy wyborczej.
- Telefonem komórkowym sfilmowaliśmy odpowiedzialnych za to dwóch osobników - mówi Zofia Jończyk, pełnomocnik grupy organizującej referendum. - Jeden jest starszy i ma sumiastego wąsa, a drugi młody. Poruszali się po gminie srebrnym punto - wyjaśnia. Dodaje, że jak ustalili, zadymiarze przyjechali na gościnne występy, aż z... Wadowic. - To działacze jednej z partii politycznych, wspierającej rządzący w Kalwarii Zebrzydowskiej układ rodzinno-polityczny - przekonują inicjatorzy referendum.
Ktoś przed głosowaniem wybił też szyby w domu ludowym w Zarzycach Małych, opodal lokalu gdzie głosowano.
- Nie dziwi fakt, że jakiś krewki osobnik lub osobnicy pozwolili sobie na coś takiego - mówi Jan Rojek z Obywatelskiej Organizacji Strażniczej z Kalwarii. - Przecież cała gmina była zaklejona ulotkami pod hasłem "Precz z referendum!".
O incydentach podczas referendum wiedzą w Państwowej Komisji Wyborczej w Krakowie, ale odsyłają nas na policję, tłumacząc, że teraz to jest ich sprawa.
W Komendzie Powiatowej Policji w Wadowicach potwierdzają, że przedstawiciele grupy referendalnej złożyli w sprawie zakłócania ciszy wyborczej doniesienie na komisariat w Kalwarii. - Toczy się postępowanie pod kątem zakłócenia ciszy wyborczej - mówi Elżbieta Goleniowska-Warchał, rzeczniczka prasowa policji. Wyjaśnia, że na obecnym etapie śledztwa nic więcej powiedzieć nie może.
Walka wyborcza rozpoczęła się w kalwaryjskiej gminie znacznie wcześniej.
Inicjatorzy odwołania urzędującego od jesieni 2010 roku burmistrza sporządzili wobec niego listę 11 zarzutów. Oskarżyli go m.in. o nieracjonalne wydawanie pieniędzy i autokratyczny styl rządzenia. On z nimi nie polemizował, tylko pozwał ich do sądu. Najpierw do rejonowego w Wadowicach, a potem dodatkowo w trybie wyborczym do Krakowa. Ten pierwszy proces jeszcze się toczy, a drugi dopiero wczoraj, czyli już po wyborach, sąd umorzył.
Referendum jeszcze przez długi czas będzie odbijać się czkawką przeciwnikom burmistrza. Tak czy siak - upadło.
- Referendum jest nieważne z powodu niewystarczającej frekwencji - mówi Andrzej Ślęczek z PKW w Krakowie. Dodaje, że do urn poszło tylko 10,75 proc. wyborców, oddając 1681 głosów.
Ustawa mówi zaś, że referendum jest ważne, jeżeli do urn poszło co najmniej 3/5 z liczby głosujących uczestniczących w wyborach, w których wyłoniono burmistrza. A w tych wzięło udział ponad siedem tysięcy wyborców.