Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kameralny Kraków, wysokie góry, wielka polityka i dalekie podróże

Redakcja
Adam Wojnar
Barbara i Tadeusz Syryjczykowie spędzili w Krakowie dzieciństwo i studia. W Krakowie wzięli ślub - w kościele Redemptorystów w Podgórzu. Nie przeprowadzili się do Warszawy nawet wtedy, gdy Tadeusz był ministrem i posłem. Skusił ich za to Londyn, gdzie mieszkali przez kilka lat i świetnie odnaleźli się w tym wielkim, kosmopolitycznym mieście - pisze Barbara Sobańska

Barbara Syryjczyk
Zaczęliśmy remont mieszkania. Bardzo się przeciągał, bo mąż miał zjazdy, posiedzenia, komisje. W maju 1981 roku Tadeusz wziął bowiem urlop na uczelni i podjął pracę w "Solidarności". Remont zakończyliśmy dopiero w noc ogłoszenia stanu wojennego. Tadeusz był wtedy w Gdańsku, a ja celebrowałam ukończenie remontu ze znajomymi, którzy pomogli mi dokończyć dzieła. Nagle, o wpół do drugiej w nocy, przyszli smutni panowie. Na szczęście wszyscy goście mieli dowody osobiste i żaden nie został internowany w zastępstwie Tadeusza.

Tadeusza zatrzymano w pierwszą noc stanu wojennego na północy. Dla mnie najbardziej męczące były podróże. Przez pięć miesięcy jeździłam pociągiem do Iławy. W sumie przejechałam 20 tys. km. Zatrzymano go bowiem w Ostródzie, wracał do Krakowa z komisji krajowej "S" w Gdańsku.
Z cudem graniczyło uzyskanie informacji, gdzie przebywa. Wiedziałam tylko, że jest internowany. Ustalenie gdzie, zajęło mi ponad dwa tygodnie. Dowiedziałam się od kierowcy. Było Boże Narodzenie. Pozwolono nam się spotkać dopiero w nowym roku. Zawiozłam mężowi jedzenie i coś do ubrania, bo przecież nie miał z sobą nic, żadnych bagaży. Gdy kogoś brali z domu, mógł wziąć choćby szczoteczkę do zębów.

W więzieniu były na początku bardzo ostre restrykcje, mogliśmy widzieć się tylko raz w miesiącu. Walczyłyśmy jednak, żony, żeby przyjeżdżać co dwa tygodnie, a później co tydzień. Przemycałam bibułę, najłatwiej było w cukrze. W mankiecie wyniosłam ze dwa artykuły, które potem udało się wydrukować. Ale czasami nie wpuszczali nawet rodzin. Bywało, że widywaliśmy się przez szczelinę w więziennych blindach.

Gdy Tadeusz wrócił do domu po siedmiu miesiącach, zaczęliśmy żyć normalnie. Z kilkoma wyjątkami: nie otwieraliśmy drzwi, gdy dzwonek brzmiał podejrzanie, nie odbieraliśmy od listonosza wezwań na policję, wyprowadzaliśmy się do znajomych na czas ważniejszych państwowych świąt i wydarzeń. Gdy zostałam w domu, kiedy do Krakowa przyjechał papież, aresztowano mnie na 48 godzin po przeprowadzeniu solidnej rewizji, polegającej na wypakowaniu wszystkich szaf na podłogę. Pastę do butów wzięto za farbę drukarską, a wykład Tadeusza na AGH z programowania uznano za strukturę organizacyjną.

O tym, że Tadeusz został ministrem w rządzie Mazowieckiego dowiedziałam się pocztą pantoflową. Byłam w Norwegii na saksach, ktoś zadzwonił do Polski i po rozmowie powiedział mi, że Tadeusz wybiera się do rządu. Nie miałam pojęcia, jakim ma być ministrem. Dopiero wtedy do niego zadzwoniłam, choć złapanie go w domu graniczyło z cudem.

Gdy wróciłam do Krakowa, pod koniec września, rząd Mazowieckiego był już zaprzysiężony, więc męża nie zastałam - mieszkał w Warszawie. Nigdy się jednak tam nie przeprowadziliśmy na stałe. Tadeusz spał w hotelu sejmowym lub w mieszkaniu wynajętym na czas pełnienia funkcji, służbowym, ale płatnym. Na weekendy wracał do Krakowa albo ja jeździłam do Warszawy.

Najmniej wolnego czasu było za rządu Mazowieckiego, w pierwszych miesiącach, gdy Tadeusz przez pięć tygodni z rzędu nie miał wolnego dnia. Nawet niedzieli. Przygotowywano wtedy plan Balcerowicza. Drugi tak intensywny okres miał za rządu Suchockiej, gdy był szefem doradców premiera. Zdecydowanie najczęściej przyjeżdżał na weekendy za rządów premiera Buzka.

Polityka to była jego pasja. Pomagałam mu zawsze i organizowałam życie domowe. W latach po stanie wojennym wszędzie były kolejki, a kupowało się na kartki. Zakupy robiło się znacznie dłużej niż dziś. Tadeusza ciągle nie było w domu. Nigdy nie miałam mu tego za złe. Realizował się w tym. Nie siedziałam z zegarkiem w ręku, nie rozliczałam go z czasu. I tak jest do dziś. Nie ograniczamy się nawzajem. Niczego sobie nie narzucamy.

Tadeusz Syryjczyk
Przez siedem miesięcy żona była dla mnie jedynym kontaktem ze światem. Czekałem na nią jak na zbawienie, a na początku widzenia były bardzo rzadkie. Między celami dla politycznych mogliśmy co najwyżej pokrzyczeć do siebie nawzajem. To było dość izolowane więzienie. Barbara przyjeżdżała często, nawet jeśli nie mogliśmy się zobaczyć, przywoziła paczki. Herbatę i papierosy, czyli podstawową walutę wymienialną w więzieniu. Kryminalni z herbaty parzyli sobie czaj. W zamian dawali żarówki czy druty do zrobienia lampki nocnej, które mieli okazję zdobyć, bo mogli wychodzić do pracy. Barbara przywoziła też jedzenie, bo to więzienne było straszne.

Po wyjściu wróciłem do pracy na AGH. Pensje były niespecjalne, więc pod koniec lat 80., gdy zaczęli wydawać paszporty, wyjeżdżaliśmy z Barbarą do Norwegii na zarobek. Zbieraliśmy truskawki, ziemniaki. W ciągu dwóch dni zarabiałem tyle, ile przez miesiąc na uczelni. Przebicie dolara było ogromne. Wyjeżdżało mnóstwo Polaków.

W 1989 r. wróciłem wcześniej, bo zaczynał się rok akademicki, a Barbara została jeszcze na dwa tygodnie. Akurat w tym czasie Mazowiecki zaczął tworzyć rząd. Zadzwonili do mnie Marek Dąbrowski i Waldek Kuczyński i zaczęli namawiać, żebym się zgodził zostać ministrem przemysłu. Wtedy pojechałem do Warszawy. Nie miałem zbyt wiele czasu na zastanawianie się. Proponowałem Mazowieckiemu, że może zostanę raczej doradcą, ale powiedział: - Proszę pana, doradców są dwa komplety, ludzi do decyzji nie ma.

Nawet nie powiedziałem żonie, bo dzwonienie z Polski za granicę to był niezwykle skomplikowany proces. Nie było przecież komórek. Zamawiało się rozmowę i czekało na połączenie do skutku - czasem 5 minut, a czasem 3 godziny. Na ogół dzwoniło się z zagranicy do Polski, co z kolei dużo kosztowało. Za granicą maksymalnie się oszczędzało. Choć kilka razy wybraliśmy się na wycieczkę po Norwegii małym fiatem, śpiąc po drodze w samochodzie.

Teraz trochę podróżujemy po świecie, ale ciągle mamy luki. W wolne weekendy zazwyczaj jeździmy w góry, zwłaszcza w Bieszczady. Kochamy góry, ale teraz chodzimy już więcej dolinami.
Żona nie przeprowadziła się do Warszawy, ale do Londynu owszem. Przez cztery lata byłem przedstawicielem Polski w Radzie Dyrektorów w Europejskim Banku Odbudowy. Nie mieliśmy kłopotu z zaklimatyzowaniem się w 9-milionowym mieście. Londyn jest kosmopolityczny, bardzo przyjazny dla przyjezdnych. Trudno czuć się tam obco.

Barbara zawsze wspierała wszystkie moje ruchy, cieszyły ją moje kolejne podejścia do życia. Włączała się we wszystko - i w działalność polityczną, i w turystykę. Poznaliśmy się przecież w górach. Razem prowadziliśmy rajdy. Gdy w latach 70. ub. wieku można było mówić o niektórych faktach historycznych, wymyśliłem rajd z Zakopanego do Budapesztu szlakiem kurierów, którzy w czasie II wojny światowej przeprowadzali przez Tatry ludzi na Węgry.

Przy organizowaniu pierwszego rajdu w 1974 r. miałem okazję poznać Józefa Antalla juniora, którego ojciec wspierał polskich uchodźców przybyłych na Węgry po klęsce wrześniowej. Nie zdążyliśmy się z nim poznać osobiście, zmarł kilka miesięcy przed naszym rajdem, przywieźliśmy tylko wieniec na jego pogrzeb. Józef Antall junior był potem pierwszym premierem demokratycznych Węgier.

Mogłem działać i pracować efektywnie, bo zawsze miałem zorganizowane życie w domu. Czas, zwłaszcza w okresach rządowych, miałem bardzo napięty. Pracowałem po 16 godzin dziennie. Żona, która wspiera i myśli o wszystkim innym - daje dodatkowe godziny. To prawdziwy skarb. Zresztą zawsze wszystko w domu miałem dobrze zorganizowane - co tu dużo gadać - miałem szczęście i płynnie przeszedłem spod opieki mamusi do żony.

CV
Barbara Syryjczyk
mgr chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie

Tadeusz Syryjczyk
Polityk, minister przemysłu w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, minister transportu i gospodarki morskiej w rządzie Jerzego Buzka, poseł na Sejm I, II i III kadencji, szef zespołu doradców prezesa Rady Ministrów Hanny Suchockiej. Od 1995 do 2001 roku wiceprzewodniczący Unii Wolności.

Absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej, gdzie doktoryzował się z informatyki i pracował jako asystent i adiunkt.

W 1980 roku znalazł się wśród założycieli NSZZ "Solidarność" w Krakowie i na AGH, w 1981 roku zasiadał w prezydium regionu małopolskiego związku. Internowany w stanie wojennym.
W okresie 2003-2007 był dyrektorem w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie (przedstawiciel Polski w Radzie Dyrektorów). Obecnie jest członkiem Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego oraz Polskiego Towarzystwa Informatycznego, Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa oraz rady nadzorczej ComArch SA i Społecznego Instytutu Wydawniczego "Znak".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska