Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karolina Riemen-Żerebecka: Przeszłam przez piekło

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Karolina Riemen-Żerebecka rehabilituje się w Krakowie
Karolina Riemen-Żerebecka rehabilituje się w Krakowie Fot. Andrzej Banaś
Rozmowa. Pochodząca z Zakopanego narciarka KAROLINA RIEMEN-ŻEREBECKA wraca do pełni sił po groźnym wypadku. Zapowiada, że już w czerwcu wznowi wyczynowe treningi!

- W połowie marca, podczas przygotowań do mistrzostw świata w skicrossie, miała Pani groźny wypadek na trasie w Sierra Nevada. Po poważnym urazie głowy była Pani przez kilka dni utrzymywana w stanie śpiączki farmakologicznej. Od kilku tygodni rehabilituje się Pani w Krakowie. Jak się Pani czuje?

- Oczywiście dużo lepiej niż na początku, z każdym dniem jest poprawa. Jestem w pełni sił, ale oczywiście ciągle mam dużo do zrobienia. Muszę pracować nad mową, mam też problem z okiem, rehabilituję się.

- Co sprawia Pani największą trudność?

- Ciężko powiedzieć. Tak naprawdę to wszystko po trochę. Ale mam już zajęcia wprowadzające do treningu narciarskiego. Bardzo się z tego cieszę, wreszcie będę mogła wrócić do jazdy na nartach. To będzie przerwa w rehabilitacji, chcę trochę odpocząć od tego.

- Ponoć wkrótce wybiera się Pani w góry. Do nart będzie więc jeszcze bliżej...

- Tak, zamierzamy pojechać na kilka dni do Austrii. W Alpach jest jednak zapowiadana kiepska pogoda, więc może trzeba będzie na jazdę na nartach trochę jeszcze poczekać.

- Po ponad dwóch miesiącach od feralnego wydarzenia w Hiszpanii wróciła Pani pamięć? Co się wtedy stało?

- Samego wypadku zupełnie nie pamiętam, więc nie mam jak do tego wracać. Mam świadomość tego, co się stało i pokorę. Chcę jednak jeździć na nartach, myślę, że wszystko będzie po staremu.

- Kilka tygodni temu Pani życie było zagrożone, później trzeba się było zastanawiać, czy wróci Pani do pełnej sprawności. A teraz, patrząc jak ostro Pani ćwiczy, wydaje się, że tak poważnego wypadku w ogóle nie było...

- Tak mi wszyscy powtarzają (śmiech). A ja przeszłam przez piekło, bo tak to należy określić. Gdy się obudziłam w szpitalu i powiedziano mi, że miałem poważny wypadek, to byłam w wielkim szoku. Ciężko było mi się po tym pozbierać. Udało mi się jednak i wszystko jest na jak najlepszej drodze do tego, żeby było normalnie i żebym mogła wrócić do treningów.

- Tak szybki powrót do zajęć przygotowujących do jazdy na nartach to był Pani pomysł, czy ktoś zasugerował, że tak będzie najlepiej?

- To ja bardzo tego chciałam. Jakby nie patrzeć, to narty są całym moim życiem.

- A nie miała Pani wrażenia, że to zdarzenie było swego rodzaju ostrzeżeniem od losu? Że może lepiej zająć się w życiu czymś innym?

- Myślę, że nie. W życiu mogą być przecież różne wypadki, można przewrócić się na chodniku i rozbić sobie głowę. Dla mnie był to po prostu bardzo niefortunny wypadek i nie patrzę na to w ten sposób, że to jakieś ostrzeżenie.

- Pani kariera na pewno zostanie przyhamowana. Zastanawiała się Pani już, kiedy można wrócić do wyczynowej jazdy na nartach, do rywalizacji z innymi? Czy jeszcze za wcześniej o tym mówić?

- Chcę jak najszybciej wrócić. Myślę, że to nie jest kwestia paru lat. Ja z tygodnia na tydzień czuję coraz lepiej, jestem silniejsza. Planuję już w czerwcu wrócić do normalnych treningów.

- Naprawdę?! Już w czerwcu?

- Naprawdę. Tak jak wspomniałam, mam jeszcze problemy z mową i okiem, ale ogólnie fizycznie jestem dużo sprawniejsza niż na przykład tydzień wcześniej. Mogę więc śmiało powiedzieć, że w połowie czerwca jestem w stanie wrócić do treningów.

- Jak długo będzie jeszcze przebiegać rehabilitacja?

- Jestem w trakcie wprowadzania do treningów, robię podobne ćwiczenia, plus te rehabilitacyjne. Można powiedzieć, że to będzie prowadzone równolegle. Myślę, że to jeszcze kwestia dwóch, maksymalnie trzech tygodni chodzenia na rehabilitację. Mam rehabilitanta, który pracował z narciarzami, więc nie ma problemu z wprowadzeniem w tryby treningowe.

- Czyli wcześniej założony cel, czyli występ na lutowych igrzyskach w PjongCzangu, nie zmienił się? Punkty do rankingu kwalifikacji zdobywa się od lipca 2016 do stycznia 2018 roku, więc Pani jako 8. zawodniczka klasyfikacji PŚ w minionym sezonie jest pewna miejsca na igrzyskach...

- Jak najbardziej, cel się więc nie zmienia.

- Rodzina po tym zdarzeniu nie próbowała Pani odwieść od jeżdżenia na nartach?

- Nie. Przeciwnie - wspierała mnie w tym wszystkim.

- Mówi Pani, że fizycznie czuje się coraz lepiej. A psychicznie?

- Minął już ten czas, gdy byłam mocno przybita. Teraz jest dużo lepiej. Patrząc na to, jak szybko wracam do zdrowia, mentalnie też staję się mocniejsza. Wyznaczyłam sobie cel i do niego dążę.

- A nie boi się Pani, że po ponownym założeniu nart będzie się Pani po prostu bać na nich jeździć?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Karolina Riemen-Żerebecka: Przeszłam przez piekło - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska