Właśnie mamy totalną wojnę w Zakopanem. Walczą między sobą kierowcy jeżdżący pod szyldami Ubera i Bolta oraz lokalni taksówkarze. Niesnaski są od samego początku – gdy parę miesięcy temu auta na aplikację pojawiły się w Zakopanem. Teraz mamy pościgi, wyzwiska, groźby, uszkadzanie pojazdów, śledzenie etc. Ostatnio doszło do wypadku. Kierowca Bolta twierdzi, że uciekał przed taksówkarzami, wjechał na czerwonym świetlne na skrzyżowanie i spowodował wypadek. Potem okazało się, że był pod wpływem alkoholu…
W tym konflikcie ani jedna, ani druga strona nie jest krystalicznie czysta. Rozumiem zakopiańskich taksówkarzy, że walczą o lokalny rynek, o – jak to mówią – chleb dla swoich rodzin. To jest dla mnie jasne. Rozumiem też firmę zewnętrzną, która chce zarabiać. Mamy w końcu wolny rynek.
Ale nie rozumiem i nie ma mojej zgody na to, by walka schodziła do poziomu tego co się aktualnie dzieje w Zakopanem. Chcą panowie dać sobie po gębach – proszę bardzo. Umówcie się na macie na sali sportowej i lejcie się do woli.
Takie akcje na ulicach miasta jak ostatnio nigdy nie powinny mieć miejsca! Abstrahując od tego kto kogo ścigał i z jakich powodów – każda ze stron wprowadziła zagrożenie na ulicach. Czy jak zwykły mieszkaniec będzie wracał w nocy z pracy do domu, ma uciekać gdy tylko zobaczy jakąkolwiek taksówkę? Czy przechodzień ma się czuć zagrożony podchodząc do przejścia dla pieszych, gdy widzi samochód do przewozu pasażerów? No ludzi, nie żyjemy na Dzikim Zachodzie!
W tej walce stanęły naprzeciwko siebie dwa mocne charaktery – zarówno współwłaściciel firmy z Krakowa, jak i lokalny taksówkarz, który został wskazany jako jeden z uczestników ostatniego nocnego pościgu. Jeden stanowczo zapowiada, że będzie walczył o chleb dla siebie, a drugi – mam wrażenie – nie odpuści, żeby postawić na swoim. Już zapowiedział, ze rzuci na Zakopane kolejne 20 samochodów swojej firmy.
Niestety nie spodziewam się załagodzenia sytuacji. Wręcz przeciwnie, przewiduję zaognienie konfliktu. Dlatego uważam, że jedyną szansą na rozwiązanie tego sporu są zmiany legislacyjne – o których mówią od pewnego czasu zakopiańscy taksówkarze. Posłowie muszą uregulować kwestie związane z zawodem taksówkarza. Zakopane, Sopot, czy inne kurorty w Polsce powinny być traktowane inaczej niż duże miasta typu Warszawa, czy Kraków. Bo o ile w Sylwestra, czy długi weekend sierpniowy zapotrzebowanie na taksówki w Zakopanem jest spore, o tyle przez pozostały dni w roku (czyli zdecydowaną większość) przewoźników jest po prostu za dużo. I tak naprawdę nikt w takich okresach nie jest w stanie zarobić na utrzymanie.
Do tego dochodzi brak postojów. Miejsc w Zakopanem jest może dla 60 taksówek. Tymczasem sama firma z Krakowa wysłała do Zakopanego 20 aut, a zapowiada, że niebawem dośle kolejne 20. Za chwilę te auta mają być wyposażone w taksometry i będą mogły – tak jak każda inna taksówka - wjechać na postój i czekać na klienta. Tzn. będą mogły według prawa, nie spodziewam się jednak, by zostały wpuszczone przez lokalnych przewoźników. Co oczywiście wygeneruje kolejny konflikt…
Na koniec jeszcze jedna gorzka ocena tego co się dzieje. Taksówkarze spod Giewontu jakiś czas temu zrzeszyli się, by walczyć o dobre imię swojego zawodu. To dobry ruch i dobry pomysł. Chcą odczarować postać taksówkarza – by był kojarzony z osobą przyjazną, pomocną, uczciwą, takim przewodnikiem zwłaszcza dla turystów. Na tym samym powinno zależeć kierowcom aut na aplikację. Tymczasem akcja, do jakie doszło kilka dni temu i walka, jaka toczy się między przewoźnikami od kilku miesięcy działa wręcz odwrotnie. Dokłada jedynie minusów do wizerunku przewoźników – niezależnie od tego dla jakiej firmy jeżdżą. To jest wizerunkowy strzał w kolano – dla całej branży przewozowej...
