https://gazetakrakowska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Kawa zdalna. Ludzkość niczego doskonalszego nie wymyśliła. To związek szczęśliwy i bezawaryjny

Tadeusz Płatek
pexels
Kocham mój express do kawy. Szukałem go o dłużej niż potrzeba, mimo, że po kilku tygodniach wiedziałam że to tylko on (a właściwie ona). Czerpałem jednak dalej przyjemność z oglądania kolejnych testów, które jednoznacznie wskazywały, że nie ma innych alternatyw. Że już zaprawdę nic wspanialszego się nagle nie pojawi, że ludzkość niczego doskonalszego ponad nią nie wymyśliła. 

Kocham mój express do kawy. Szukałem go o dłużej niż potrzeba, mimo, że po kilku tygodniach wiedziałam że to tylko on (a właściwie ona). Czerpałem jednak dalej przyjemność z oglądania kolejnych testów, które jednoznacznie wskazywały, że nie ma innych alternatyw. Że już zaprawdę nic wspanialszego się nagle nie pojawi, że ludzkość niczego doskonalszego ponad nią nie wymyśliła. 

Jestem z nią już ponad dwa lata i jest to związek szczęśliwy, bezawaryjny, w którym obie strony się szanują. Ona robi wspaniałe kawy, ja natomiast z zegarmistrzowską punktualnością dostarczam jej wszystkie oryginalne materiały eksploatacyjne, o które mnie prosi. „Zegarmistrzowska punktualność” nie jest zresztą mądrze dobranym związkiem wyrazowym - kilkakrotnie w swym życiu oddawałem zegarki do naprawy i nigdy nie były na czas. Chciałem tylko nieudolnie podkreślić, że staram się być punktualny, jak tylko moja Szwajcarka-kawiarka może pragnąć.

Jest jedna rzecz, która mnie w niej, wszelako, zastanawia, coś, z pogranicza bezdennej głupoty i angielskiego poczucia humoru. Coś, czego rzecz jasna, sama nie wymyśliła, bo maszyny same siebie - w przeciwieństwie do kobiet - nie wymyślają. Moja Szwajcarka jest wyposażona w łącze bluetooth, dzięki któremu paruje się z moim telefonem, umożliwiając zdalne zrobienie kawy. Mogę, siedząc przed telewizorem, kliknąć telefon, połączyć się z nią i uruchomić przygotowanie kawy. Nie mogę jednak zdalnie poprosić, aby ustawiła sobie, moja Szwajcarka, filiżankę w której ta kawa się znajdzie. Mało tego - połączyć się z nią mogę wyłącznie wtedy, gdy jest włączona, a to się robi wciskając na jej ramieniu, z tyłu po prawej, wielki czarny guzik. 

Żeby „skorzystać” z dobrodziejstwa aplikacji mobilnej muszę więc najpierw do Szwajcarki podejść, pogłaskać, nasypać kawy, włączyć, poczekać aż się umyje (a myje się regularnie, bardzo dokładnie i wyłącznie dobrymi detergentami), następnie podłożyć na jej chromowanej tacce grubą, rżniętą szklankę. Teraz dopiero mogę iść przed telewizor, rozsiąść się wygodnie, odpalić apkę, wybrać co tam chcę, nacisnąć magiczny guzik i gdy po minucie Szawjcarka zrobi swoje - wrócić do niej, żeby sobie wziąć czarne, gorące złoto. Tak już bowiem, niestety, jest, że aplikacja nie ma funkcji przynoszenia zrobionej kawy do kanapy. 

Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że gdzieś, na świecie, istnieją jeszcze podobnie mądre wynalazki.

Czytaj też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska